Jannah Theme License is not validated, Go to the theme options page to validate the license, You need a single license for each domain name.
UFC

UFC 187 – wyniki i relacja

Wyniki i relacja na żywo z gali UFC 187 – Anthony Johnson vs Daniel Cormier.

205 lbs: Daniel Cormier (16-1) > Anthony Johnson (19-5) – poddanie

Anthony Johnson już w jednej z pierwszych akcji posłał Daniela Cormiera na deski potężnym prawym, na przestrzeni niespełna trzech rund kilka razy bardzo mocno zagrażając reprezentantowi AKA. W zasadzie każda niemal wymiana w stójce znamionowała problemy dla DC, ale każda kolejna – jakby mniejsze. Rumble bowiem swoim zwyczajem w każdy niemal atak wkładał całą moc, dramatycznie szybko drenując swoje bardzo ograniczone zasoby energii. To jednak nie wszystko, bo Cormier w każdej z trzech rund dominował zapaśniczo Johnsona, mocno rozcinając go uderzeniami z góry w drugiej; i w praktyce ostatecznie go wówczas łamiąc mentalnie. W trzeciej odsłonie ledwie żyw Rumble nie stanowił już większego zagrożenia, a po jednej z akcji w klinczu, którą zdesperowany sam zainicjował, znalazł się po raz kolejny w bardzo trudnej pozycji, oddając Cormierowi plecy i ostatecznie odklepując duszenie. DC zaprezentował niezwykle twardą szczękę, wielkie serce do walki, niezłomność i, tradycyjnie, doskonałe przygotowanie zapaśnicze a także kondycyjne. Rumble natomiast wystrzelał się już w pierwszej odsłonie, a z każdą minutą opadał coraz bardziej z sił z powodu nieustannego mocowania się z Cormierem w ulubionej płaszczyźnie tego ostatniego. Pas mistrzowski trafia zatem w pełni zasłużenie do Daniela Cormiera, który po pojedynku od razu wyzwał do rewanżu Jona Jonesa.

185 lbs: Chris Weidman (13-0) > Vitor Belfort (24-11) – TKO

Skreślany przed pojedynkiem pretendent, na fizjonomii którego brutalnie odbił się brak TRT, Vitor Belfort w pojedynku z Chrisem Weidmanem miał doskonałą okazję na zdobycia pasa mistrzowskiego. Po ostrej szarży na początku walki zepchnął Amerykanina na siatkę, gdzie zasypał go gradem ciosów, będąc blisko posłania go na deski. Amerykanin nie pierwszy raz w karierze zademonstrował jednak bardzo twardą szczękę i wielką wolę walki, a przetrwawszy nawałnicę Brazylijczyka i przypłaciwszy ją dwoma rozcięciami, wkrótce sam przeszedł do ofensywy – po jeszcze kilku krótkich wymianach sprowadził rywala do parteru, szybko przechodząc do dosiadu, gdzie rozpuścił ręce, zmuszając sędziego do przerwania pojedynku. Phenom miał zatem swoją niepowtarzalną okazję, by na stare lata sięgnąć po złoto, ale jej nie wykorzystał, być może odrobinę zbyt wcześnie rezygnując ze wspomnianej szarży (oszczędzając siły na kolejne?). Mistrzowi tymczasem do zwycięstwa wystarczyło jedno tylko obalenie. Tym samym droga do pojedynku Chris Weidman vs Luke Rockhold stanęła otworem.

155 lbs: Donald Cerrone (28-6) > John Makdessi (13-4) – TKO

John Makdessi, który wziął walkę z Donaldem Cerrone w zastępstwie, postawił Kowbojowi twarde warunki. Reprezentant teamu Jackson-Winkeljohn od początku terroryzował Kanadyjczyka mocnymi lowkingami i kopnięciami na głowę oraz korpus, wplatając do nich także bardziej złożone kombinacje kickbokserskie, ale Makdessi przez długi czas dzielnie znosił uderzenia rywala, swoje wysiłki w pierwszej rundzie niemal wyłącznie koncentrując na obijaniu pojedynczymi prostymi korpusu Cerrone, co najprawdopodobniej zaplanował Firas Zahabi. W drugiej rundzie taktyka ta w końcu zaczęła przynosić rezultaty, bo zmuszony do opuszczenia rąk Kowboj, przyjął mnóstwo kontrujących lewych sierpowych na głowę. Jednak jego nieustanna presja i kreatywność (kolana, łokcie), a także bardzo twarda szczęka okazały się barierą nie do pokonania dla Kanadyjczyka. Makdessi w drugiej rundzie, poobijany i zmęczony, zdecydował się poddać pojedynek po tym, jak przyjął kolejne atomowe kopnięcie na szczękę, która najprawdopodobniej została pogruchotana. Cerrone zanotował zanotował zatem ósme z rzędu zwycięstwo, tradycyjnie od strony bokserskiej prezentując się bardzo przeciętnie, ale z ogromną nawiązką nadrabiając ten aspekt innymi atutami.

265 lbs: Andrei Arlovski (24-10) > Travis Browne (17-3-1) – TKO

Po nieprawdopodobnym boju, w którym atomowe ciosy świstał na lewo i prawo, Andrei Arlovski całkowicie rozmontował Travisa Browne. Białorusin już na samym początku naruszył potężną kontrą Hawajczyka, by potem z krótszymi lub dłuższymi przerwami kontynuować swoje mordercze szarże, raz za razem zamraczając rywala kolejnymi ciosami na przestrzeni kilku minut – aż do momentu, gdy przyjął atomowy prawy sierpowy w kontrze, po którym padł na deski, będąc o krok od nokautu. Jakimś cudem jednak przetrwał i wkrótce prześliczną kombinacją dobił będącego już od jakiegoś czasu w trybie zombie rywala, notując trzecie kolejne zwycięstwo z rzędu w UFC i włączając się tym samym do walki o najwyższe cele w kategorii ciężkiej. Arlovski był szybszy, precyzyjniejszy, składał dobre kombinacje i gdyby nie ten jeden sierpowy, którym Hapa posłał go na deski, moglibyśmy mówić o totalnej dominacji Białorusina. Tak czy inaczej jednak Pitbull zaprezentował się naprawdę dobrze, serwując fanom widowisko, które pamiętane będzie jeszcze przez długi czas.

125 lbs: Joseph Benavidez (22-4) > John Moraga (16-4) – decyzja jednogłośna

Joseph Benavidez wypunktował Johna Moraga na pełnym dystansie, choć po takim występie raczej nie otrzyma kolejnej szansy na walkę o pas mistrzowski. Ku zaskoczeniu wielu w stójce pojedynek był bardzo wyrównany, a Moraga kopnięciami na każdej wysokości sprawiał byłemu pretendentowi sporo problemów. W ostatniej rundzie obaj wdali się w prawdziwą bijatykę z pięściami raz po raz w szaleńczym tempie a to prującymi powietrze, a to lądującemu na szczękach obu. Kluczem do zwycięstwa Benavideza okazała się jednak jego przewaga zapaśnicza – reprezentant Alpha Male w każdej rundzie kładł na plecach rywala, rażąc go mocnymi łokciami z góry. Ostatecznie sędziowie nie mieli wątpliwości, kto zasłużył na zwycięstwo, choć, jak wspomniałem, z taką formą Benavideza trudno wróżyć mu udany rewanż na Demetriousie Johnsonie. Czyżby objawiały się u niego pierwsze objawy „zmęczenia materiału”?

125 lbs: John Dodson (17-6) > Zach Makovsky (19-6) – decyzja jednogłośna

Po szermierce na pięści, do której obaj zawodnicy podeszli z ogromną ostrożnością – co skutkowało przeraźliwie nudną długimi fragmentami walką – John Dodson okazał się minimalnie lepszy od Zacha Makovsky’ego. Magik wybronił wszystkie próby obaleń ze strony reprezentanta Tristar, ale w stójce nie zachwycił – nie słynący przecież ze szczególnie wysokich umiejętności pięściarskich Makovsky wielokrotnie zdołał przedrzeć się przez defensywę Dodsona, którego aktywność pozostawiała wiele do życzenia. Czyżby były to pierwsze rezultaty przebytej niedawno operacji rekonstrukcji więzadła krzyżowego? Pewnikiem wydaje się, że w takiej formie Dodson nie ma czego szukać w potyczce z Demetriousem Johnsonem.

170 lbs: Dong Hyun Kim (20-3-1) > Josh Burkman (27-11) – poddanie

W pojedynku z Joshem Burkmanem Dong Hyun Kim powrócił do swoich korzeni, po raz kolejny zaprzęgając do działania grę klinczerską i parterową. W pierwszej rundzie sterroryzował pod siatką Amerykanina, przez większość czasu będąc wpiętym za jego plecami. Gdy na początku drugiej odsłony Burkman trafił rywala kilkoma ciosami, sam zainicjował klincz, próbując położyć na plecach Koreańczyka. W rezultacie takich śmiałych prób wkrótce został całkowicie zdominowany w parterze, z jedną ręką wyłączoną przez Kima i drugą desperacko broniącą się przed gradem ciosów. W ostatniej rundzie Amerykanin musiał postawić wszystko na jedną kartę – i tak zrobił. Ruszył z furią na Kima, trafiając go kilkoma potężnymi ciosami i latającymi kolanami. Gdy wydawało się, że kolejna szarża Burkmana może rozstrzygnąć starcie, ten… cofnął się, dał obalić, a następnie poddać. Tym samym Kim wraca na ścieżkę zwycięstw po ostatniej porażce z Tyronem Woodley’em. Przesunięcie akcentów z szalonych obrotówek na walkę w klinczu i parterze może nieco obniżyć poziom emocji w jego pojedynkach, ale może też zaprowadzić go do kolejnych cennych zwycięstw – trzeba bowiem Kimowi oddać, że w klinczu i parterze prezentuje się wybornie.

185 lbs: Rafael Natal (20-6-1) > Uriah Hall (10-5) – decyzja niejednogłośna

W pojedynku Uriaha Halla z Rafaelem Natalem nie brakowało przysłowiowej złej krwi, choć nie przełożyło się to na jakość widowiska. Brazylijczyk na przestrzeni trzech rund był jednak aktywniejszym zawodnikiem i pomimo tego, że Jamajczyk trafiał mocniej i decyzja równie dobrze mogła pójść na jego konto, to najzwyczajniej w świecie po raz kolejny „przespał” walkę, długimi fragmentami koncentrując się tylko i wyłącznie na unikaniu ataków rywala, nie oferując nic w zamian. Wydawało się, że Hall mógłby przyspieszyć i nawet skończyć już mocno zmęczonego w drugiej rundzie Natala, ale tak się nie stało, a jego rzadkie ofensywne próby zostały jeszcze bardziej ograniczone przez udane sprowadzenie w wykonaniu Brazylijczyka. Ostatecznie sędziowie ogłosili niejednogłośnie zwycięstwo Natala, które jest już jego trzecim z rzędu w UFC. Hall tymczasem obudził w sobie (śpiące) demony przeszłości.

170 lbs: Colby Covington (8-0) > Mike Pyle (26-11-1) – decyzja jednogłośna

Colby Covington zdominował zapaśniczo Mike’a Pyle’a, notując najcenniejsze zwycięstwo w swojej dotychczasowej karierze, w którym nie przeszkodził nawet fakt wzięcia tej walki w zastępstwie na trzy tygodnie przed galą. Odwrotnie ustawiony Covington od samego początku mocnymi i celnymi sierpami torował sobie drogę do klinczu pod siatką, z którego nieustannie pracował nad obaleniami, kładąc Pyle’a na deskach w każdej z trzech rund. Z góry aktywność Covingtona pozostawiała trochę do życzenia, ale wynikało to w głównej mierze z kreatywnej pracy z pleców w wykonaniu jego rywala, który ciągle poszukiwał poddań. W ostatniej rundzie był nawet o krok od uduszenia Covingtona, ale ten wykazał się niesamowitą wolą walki, ostatecznie z grymasem ogromnego bólu wydostając się z piekielnie ciasno, jak mogło się wydawać, dopiętej techniki. Colby notuje tym samym trzecie z rzędu zwycięstwo, demonstrując niezwykle agresywne, zapaśnicze podejście, niczym Cain Velasquez nie pozwalając rywalowi na ani milimetr przestrzeni i oddechu. Pojedynek nie porwał, ale młodszy z zawodników zrobił, co musiał, aby pomimo niezbyt sprzyjających okoliczności (krótki okres przygotowań) pokonać zdecydowanie najtrudniejszego rywala, z jakim przyszło mu się dotychczas mierzyć.

155 lbs: Islam Makhachev (12-0) > Leo Kuntz (17-2-1) – poddanie

Islam Makhachev nie miał szczególnie trudnego zadania w konfrontacji z Leo Kuntzem, ale nawet pomimo wątpliwej klasy tego ostatniego zademonstrował kilka świetnych akcji. Dagestańczyk zaskakująco dobrze prezentował się w kontrataku w stójce, raz po raz kąsając nacierającego rywala krótkimi, precyzyjnymi sierpami z zejściem do boku. Czasami dawał się co prawda ponieść emocjom, rzucając potężnymi cepami bez przygotowania, ale w ogólnym rozrachunku jego stójka – wsparta odwrotną pozycją, mocnym klinczem i dobrymi kopnięciami – wyglądał przyzwoicie. Oczywiście domeną Makhacheva jest grappling, co dobitnie pokazał w starciu z Kuntzem, kilka razy ciskając nim o matę i dwukrotnie w okamgnieniu zdobywając plecy Amerykanina, by ostatecznie skończyć go w drugiej rundzie. Obiecujący występ sparingpartnera Khabiba Nurmagomedova!

125 lbs: Justin Scoggins (10-2) > Josh Sampo (11-5) – decyzja jednogłośna

Niezwykle utalentowany Justin Scoggins w końcu poszedł po rozum do głowy, po dwóch kolejnych wyjątkowo pechowych porażkach, nie wdając się tym razem w toczenie pojedynku w każdej płaszczyźnie, ale skupiając się na tej, w której czuje się najlepiej – czyli w stójce. W starciu z Joshem Sampo Scoggins zaprezentował świetną pracę na nogach i niezwykle szeroki wachlarz klinicznie precyzyjnych kopnięć – okrężnych, obrotowych, bocznych, frontalnych i przede wszystkim hakowych, którymi raz po raz raził zupełnie nie radzącego sobie w stójce rywala. Scoggins bez większych trudności stopował coraz bardziej desperackie zapaśnicze zapędy Sampo, a gdy jeden jedyny raz znalazł się na plecach, nie miał problemów z powrotem do stójki. Wydaje się, że reprezentant ATT powoli wkracza na odpowiednią drogę i nie czuje już potrzeby udowodnienia każdemu przeciwnikowi, że jest od niego lepszym zapaśnikiem i grapplerem, co bardzo dobrze wróży mu na przyszłość.

Wyniki

Karta główna

205 lbs: Daniel Cormier (16-1) pok. Anthony’ego Johnsona (19-5) przez poddanie (duszenie zza pleców), R3, 2:39
185 lbs: Chris Weidman (13-0) pok. Vitora Belforta (24-11) przez TKO (gnp), R1, 2:53
155 lbs: Donald Cerrone (28-6) pok. Johna Makdessiego (13-4) przez TKO (kopnięcie na głowę), R2, 4:44
265 lbs: Andrei Arlovski (24-10) pok. Travisa Browne (17-3-1) przez TKO (kombinacja), R1, 4:41
125 lbs: Joseph Benavidez (22-4) pok. Johna Moragę (16-4) przez jednogłośną decyzję (3 x 30-27)

Karta wstępna

125 lbs: John Dodson (17-6) pok. Zacha Makovsky’ego (19-6) przez jednogłośną decyzję (3 x 29-28)
170 lbs: Dong Hyun Kim (20-3-1) pok. Josha Burkmana (27-11) przez poddanie (trójkąt rękami), R3, 2:13
185 lbs: Rafael Natal (20-6-1) pok. Uriaha Halla (10-5) przez niejednogłośną decyzję (2 x 29-28, 28-29)
170 lbs: Colby Covington (8-0) pok. Mike’a Pyle’a (26-11-1) przez jednogłośną decyzję (2 x 30-27, 29-28)
155 lbs: Islam Makhachev (12-0) pok. Leo Kuntza (17-2-1) przez poddanie (duszenie zza pleców), R2, 2:38
125 lbs: Justin Scoggins (10-2) pok. Josha Sampo (11-5) przez jednogłośną decyzję (3 x 30-27)

fot. foxsports.com

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button