Jannah Theme License is not validated, Go to the theme options page to validate the license, You need a single license for each domain name.
UFC

Przez szkiełko #1 – Hendricks vs Lawler II

Anno Domini 2014 zakończone zostanie kilkoma nieźle obsadzonymi galami – i bardzo mnie taki prezent na koniec roku cieszy!

Witamy w premierowej odsłonie nowego cyklu. Przez Szkiełko ma na celu w formie dyskusji przybliżyć Czytelnikom najważniejsze dla poszczególnych dywizji walki – starcia mistrzowskie, eliminatory do pasów czy też głośne pojedynki, takie jak Anderson Silva kontra Nick Diaz. Przedstawimy w nim nasze redakcyjne dyskusje, które mają na celu dokładniejsze niż przy zwykłym typowaniu omówienie pojedynku.

Wszelkie sugestie mile widziane. Inauguracyjny odcinek firmuje drugi pojedynek Robbiego Lawlera z Johnnym Hendricksem.

Tło

Robbie „Ruthless” Lawler

Lawler to jedno z największych zaskoczeń ostatniego roku. Zawodnik dysponujący potężnym ciosem, powszechnie lubiany, ale nie uważany za czołówkę staje się najpoważniejszym zagrożeniem dla Hendricksa. Co do tego doprowadziło?  Cofnijmy się w czasie…

Cios prosty Nicka Diaza odcina światło Robbiemu na gali UFC 47 w roku 2004. Następnie przychodzi porażka z Evanem Tannerem, a uważany za tyleż zdolnego, co nieoszlifowanego Lawler traci kontrakt z największą organizacją świata. Po tym przechodzi do wagi średniej z wagi półśredniej, gdzie nawiasem mówiąc nie powalał rozmiarami. Po drodze do Strikeforce notuje występ w Pride i EliteXC. Tam z kolei robi to, dzięki czemu jest lubiany – jak trafia to nokautuje ludzi. Jak nie trafia to bywa pokonany decyzją lub poddany. Nikt nie krzyczy o jego powrót do UFC – bilans 3-5 w organizacji Scotta Cokera nie powala. Ostatecznie jednak powrót następuje – Dana White potraktował go jako swoisty prezent dla siebie, bo uwielbia jego styl.

Pierwsze starcie po powrocie do wagi półśredniej ma na celu ewidentnie obniżenie wysokiego kontraktu Robbiego ze Strikeforce. Josh Koscheck jako zapaśnik powinien łatwo ugrać decyzję na Lawlerze. Niespodzianka – Lawler kończy go w pierwszej rundzie. Następna walka z marnym Bobbym Voelkerem to spacerek dla Robbiego zakończony efektownym kopnięciem na głowę. W końcu przychodzi pora na Rory’ego MacDonalda, którego używano na każdej taśmie do podbicia kursu. Tutaj następuje największa niespodzianka – Ruthless nie daje się zdominować zapaśniczo rywalowi, a także udowadnia zdolnemu młodzieńcowi, że są na tym świecie uderzacze lepsi od niego, zdolni także posłać go na deski. Decyzja niejednogłośna to niezbyt śmieszny żart – Amerykanin był wyraźnie lepszy. Mimo to mało kto wierzył w Lawlera, gdy ten stawał do pojedynku z „mistrzem” (według wielu, w tym mnie, mimo kibicowania w tej konfrontacji GSP) Hendricksem. Pojedynek był rewelacyjny – wymiany między tą dwójką w każdej sekundzie mogły doprowadzić do skończenia walki. O ile pierwsze dwie rundy należały do Rumcajsa, to w kolejne dwie stanowiły momentami dominację Robbiego, który z uśmiechem na twarzy unikał kolejnych ataków faworyta i karcił go swoim świetnym boksem. Piąta runda upłynęła pod znakiem kontroli zapaśniczej nad nieco bardziej zmęczonym Ruthlessem. Robbie szybko wrócił jednak na właściwy tor – kończąc Jake’a Ellenbergera i zwyciężając po efektownej batalii z Mattem Brownem.

A teraz krótko – dlaczego tamten Robbie to był Robbie, a teraz jest inny Robbie? Lawler bardzo zmienił się od czasów pierwszego podejścia do UFC. Nauczył się w końcu bronić obaleń, z całkiem niezłym zresztą rezultatem, a ofensywy nie opiera tylko na morderczym ciosie. Bardzo dobrze boksuje, świetnie kontruje i unika ciosów. Kopnięcia, których szczególnie chętnie zaczął ostatnio używać, wraz z kolanami, doskonale różnicują jego arsenał i również mają magiczną właściwość gaszenia światła. Dodatkowo na psychikę rywali niewątpliwie nie wpływa pozytywnie fakt, że Ruthless najmocniejsze ciosy przeciwników kwituje… śmiechem.

Johny „Big Rigg” Hendricks

Historia Hendricksa jest w mojej opinii nieco mniej ciekawa. Zaczynał swoją karierę jeszcze w WEC, dość szybko zasilając jednak szeregi UFC. Jego kariera upływała początkowo pod znakiem używania swoich, bardzo dobrych (zadawał w tej dyscyplinie porażki Benowi „połóż i czasem dołóż” Askrenowi) zapasów. Jego walki z innymi zapaśnikami przebiegały różnie – wprawdzie je wygrywał, ale okrutne problemy sprawił mu Charlie Brenneman, a walki z Mikem Piercem czy Koscheckiem mogły iść w obie strony,  o czym świadczą niejednogłośne decyzje.

Największy przełom w karierze Hendricksa, będącego i tak już na fali wznoszącej i ukazującego potencjał jako wybitnie ciężkoręki uderzacz, nastąpił z chwilą uśpienia znienawidzonego  przez wielu Jona Fitcha. Następnie skończenia Martina Kampmanna  w kilkanaście sekund tylko dopełniło obrazu Johny’ego jako króla nokautu.

Najtrudnijeszy test czekał go dopiero przy starciu z Carlosem Conditem, będącym świeżo po porażce z GSP. Sam Hendricks poprosił o przeniesienie go do walki z Conditem, dzięki czemu uniknął starcia z Jakiem Ellenbergerem – co, nawiasem mówiąc, mogło mu być na rękę, bo Jake to ten typ rywala, z którym się Big Rigg nie lubi, a zapasy Condita… Zapasów Condita nie ma. Porzućmy jednak rozważania tego typu, a przejdźmy do przebiegu walki.

Johny zaprezentował tam trzy rzeczy – myślenie w oktagonie, tytanową szczękę i olbrzymie serce do walki. Myślenie, bo choć Carlos był w mojej opinii lepszym uderzaczem w tym pojedynku, to Big Rigg bardzo ładnie dostosował się do jego stylu walcząc w nieco kontrującym stylu oraz wykorzystując każdą okazję, by obalić rywala. Nie ryzykował jednak zbyt długiego pobytu na macie z Conditem ze względu na jego wyśmienitą pracę z dołu – a powszechnie wiadomo, że niestety w oczach sędziów pozycja z góry odgrywa ważniejszą rolę niż nawet huragan uderzeń i próby poddań. Tytanowa szczęka – przyjęcie niezliczonej ilości latających kolan, efektownego front kicka na twarz czy otrząśnięcie się, jakby nigdy nic, po potężnym sierpie Carlosa, który mocno zachwiał Johnym. Wreszcie serce do walki – Johny’ego nie złamał napór Condita, miliony uderzeń w każdej płaszczyźnie i fakt, że w trzeciej rundzie Natural Born Killer atakował chyba jeszcze zacieklej.

W końcu przyszła pora na walkę z mistrzem – pojedynek, w którym Georgesem Saint-Pierrem nie był w stanie zdominować zapaśniczo rywala ani stłamsić stójki rewelacyjnymi prostymi. Johny wcale nie odstawał w walce na obalenia, a samemu wygrywał wymiany z bardzo dobrym przecież uderzaczem w osobie mistrza. Kontrowersyjny split i zakończenie kariery przez Kanadyjczyka przyczyniło się do obrazu Hendricksa jako nieoficjalnego mistrza wagi półśredniej. I wtedy przyszedł Lawler. Szersza analiza tego pojedynku pojawi się za chwilę przed Waszymi oczami, więc dodam tylko, że osobiście nie spodziewałem się, że Hendricks aż tak dobrze będzie sobie radził z teoretycznie bardziej wyrafinowanym strikerem w postaci Robbiego. A jednak nawet jeśli Johny nie był lepszym kickbokserem, to nie był też z pewnością gorszym. 

A teraz mniej historii, a więcej krótkiej charakterystyki ewolucji Johnego jako fightera. Wykorzystywanie bazy zapaśniczej – wiadomo. Potężna moc w rękach – jasne. Co dalej? Ano, tutaj robi się ciekawiej. Hendricks trenuje w niezłym Team Takedown, gdzie bardzo dużo czasu poświęca na treningi bokserskie – progres widać właściwie z walki na walkę. To (już) nie zawodnik, który po prostu rzuca bombę. To ktoś, kto potrafi sobie poskładać całą, ładną kombinację uderzeń, skontrować czy też przeczekać szarżę rywala i samemu zasypać go gradem ciosów. Do tego w pojedynku z Lawlerem Hendricks świetnie blokował niskie kopnięcia (jednym z takich bloków poważnie uszkodził piszczel Lawlera, czym wyłączył jego techniki nożne) oraz samemu w miły dla oka sposób kończył nimi kombinacje. Określenie go jako mocno bijącego zapaśnika jest krzywdzące – to jeden z lepszych uderzaczy w dywizji wspierany piekielnym uderzeniem. 

Jak było?

Pierwsze starcie pomiędzy bohaterami sobotniej gali miało miejsce dziesięć „numerowanych” gal wcześniej – podczas UFC 171. Faworytem bukmacherów i ekspertów był Bigg Rigg, który przysporzył im jednak wielu obaw, gdy na ważeniu przekroczył nieznacznie limit kategorii półśredniej, wnosząc na wagę 171,5 funta. Jak się jednak okazało,  wpadka wynikła z pomyłki podczas „ważenia próbnego”, a nie z problemów Hendricksa ze zbiciem wyznaczonej ilości kilogramów.

Starcie, które mogliśmy oglądać, było jednym z lepszych pojedynków pierwszej połowy 2014 roku. Przez 25 minut ciężkiego boju obaj zawodnicy nieustannie wymieniali uprzejmości na pięści, ustanawiając jednocześnie rekord największej ilości znaczących uderzeń w jednym pojedynku.

Większość czasu mistrz i pretendent spędzili w stójce, gdzie wywierali niesamowite wrażenie na publiczności przepięknymi kombinacjami bokserskimi, a także twardymi szczękami i sercem do walki. Pierwsze dwie rundy przebiegały pod dyktando „nieoficjalnego pogromcy” GSP , który używając zarówno całego arsenału technik pięściarskich, jak i potężnych lowkingów obijał Lawlera w faworyzowanej przez Robbiego płaszczyźnie. Mimo że pretendent większość ciosów Hendricksa kwitował soczystym uśmiechem, widać było, iż ma problem z ustanowieniem swojego rytmu i tempa walki. Warto odnotować fakt, że Bigg Rigg, mimo kilku prób, ani razu nie zdołał położyć na deski Bezwzględnego.

Sytuacja zmieniła się w trzeciej i czwartej odsłonie, gdy po kilku mocniejszych ciosach Lawlera obecny mistrz cofnął się do defensywy. Mimo tego, że jego stan nie był tak tragiczny, jak przedstawiał to Joe Rogan (twierdzący w pewnym momencie, iż Hendricks znajduje się na granicy utraty przytomności), to obie rundy przegrał bardzo wyraźnie, nie pozwalając jednak rywalowi na dominację (Johny’emu udawało się kontrować ciosy Robbiego, a także pod koniec czwartej rundy zdołał sprowadzić pojedynek do parteru).

Mimo wielu problemów w poprzednich rundach, Hendricks udanie powrócił w ostatnim starciu, wielokrotnie trafiając Lawlera w stójce, a następnie obalając go i kontrolując w parterze do końcowego gongu. Zgodnie z przewidywaniami, trzech sędziów wskazało jednogłośne zwycięstwo Bigg Rigga.

Jak będzie?

Calo: Zanim zaczniemy oceniać szanse obu zawodników w rewanżu, wróćmy jeszcze na chwilę do pierwszego pojedynku. Hendricks znany jest ze swoich świetnych zapasów (które miały być kluczem do jego zwycięstwa w tym starciu), jednak skuteczność jego sprowadzeń była w walce z Lawlerem mierna (zaledwie 20%). Myślisz, że kontuzja ręki, jakiej nabawił się mistrz, była głównym powodem, dla którego miał on tym aspekcie problemy, czy może uważasz, że to Lawler wyszedł w tak fenomenalnej dyspozycji, świetnie przygotowany na ofensywne zapędy Bigg Rigga

Bolt:  Dla mnie to najważniejszy czynnik w tym starciu. Sądzę, że kontuzja mocno podcięła skrzydła mistrzowi w tym aspekcie, a w tym pojedynku ujrzymy o wiele częstsze oraz chyba także skuteczniejsze obalenia. Pytanie czy Hendricks da radę utrzymać długo w parterze Lawlera?  Sądzę, że im dalej w pojedynek, tym trudniej będzie bronić obaleń Robbiemu, który w mojej opinii jest dobrym – i tylko dobrym – defensywnym zapaśnikiem. Obawiam się, że właśnie to może ograniczyć możliwości Ruthlessa w stójce, w której zresztą Johny wcale nie odstawał, a nawet momentami przewyższał rywala. Pojawia się za to pytanie – czy Lawler będzie odwoływał się często do swoich świetnych kopnięć, czego nie mógł zrobić z powodu uszkodzenia piszczela w pierwszym boju, a także z jakim skutkiem?

Calo: Myślę, że postąpiłeś słusznie, nie nazywając Lawlera „wybitnym” w kontekście obrony obaleń. Jego TDD stoi na dobrym poziomie, jednak sprowadzenie go nie stanowi dla wytrawnego zapaśnika niesamowitego wyczynu.  Przygaszonemu już Ellenbergerowi sztuka ta udała się dwukrotnie na zaledwie trzy próby. Na deski Bezwzględnego  kładli również Rory MacDonald i Matt Brown. Żaden z nich nie dał jednak rady przez dłuższy czas kontrolować oponenta w parterze, co pokazuje, że Lawler potrafi sobie radzić z zawodnikami preferującymi grapplerskie wymiany.

Lawler dysponuje bardzo dobrymi kopnięciami, o czym świadczy chociażby piękny nokaut na Bobbym Voelkerze. Pokazał też, że w starciu z zapaśnikami nie obawia się używać technik nożnych (wielokrotnie chociażby kąsał middlekickami Ellenbergera). Jak Hendricks poradzi sobie z bogatym arsenałem Lawlera? Ciężko mi powiedzieć. W pierwszej walce bardzo dobrze bronił lowkingów, co może dawać znak, że i teraz będzie on dobrze przygotowany w tym aspekcie.

W pierwszej walce zobaczyliśmy świetne umiejętności pięściarskie po stronie Hendricksa, po którym raczej nie oczekiwano zbyt wielu sukcesów przeciwko Lawlerowi w stójce. Myślisz, że w tym pojedynku ujrzymy równie efektowne oblicze bokserskie Johnny’ego?  

Bolt: Jestem wręcz przekonany, że Johny jako ktoś, kto co walkę pokazuje nawet zagrania w swoim arsenale, zademonstruje co najmniej równie dobry boks. Możliwe także, że dorzuci więcej technik nożnych – ostatnio chętnie kończył kombinacje lowkingami, teraz absolutnie nie zdziwiłyby mnie także wyższe kopnięcia. Stójka wydaje się więc wyrównana.

Z drugiej strony, odnoszę wrażenie, że tym razem Robbie nie okaże tyle respektu Johny’emu i zaatakuje znacznie agresywniej, przede wszystkim miotając swoje kapitalne high kicki. Kto wie, może pokusi się nawet o nagrodzenie próby obalenia rywala potężnym kolanem w stylu zakończonej nokautem tą techniką potyczki z Adlanem Amagovem. Początkowo sądziłem, że ujrzymy Hendricks vs Lawler 1.5 – walkę wzbogaconą o częste obalenia mistrza. Teraz jednak sprawa wygląda ciekawiej…

Ciekaw jestem, czy i tym razem Robbie okaże się mocno wyczerpany przy końcu pojedynku, oddając rundę i pas Hendricksowi – a może to przerwa odbije się negatywnie na dyspozycji Johny’ego?

Calo: Uważam, że zobaczymy lepiej przygotowanego kondycyjnie Lawlera. Robbie doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że pas mistrzowski był zaledwie o krok od niego.  W pojedynku z Brownem nie wyglądał na potwornie zmęczonego w ostatnich pięciu minutach – jego kondycja od marca tego roku mogła więc ulec poprawie. Nurtuje mnie jednak nieco inne zagadnienie – jak Ruthless poradzi sobie z nieustanną presją zapaśniczą Johny’ego – oczywiście przy założeniu, że mistrz częściej i sprawniej będzie odwoływał się do swoich bardzo dobrych sprowadzeń? Czy nie wymięknie pod nieustannym naporem rywala? 

Nie przywiązywałbym z kolei aż tak wielkiej wagi do długości przerwy Johny’ego. W 2013 roku od momentu starcia z Conditem do mistrzowskiego boju z St. Pierrem miał on zaledwie trzy tygodnie krótszą przerwę niż pomiędzy walkami z Lawlerem – a przecież pamiętamy, w jakiej dyspozycji pokazał się przeciwko GSP. Problem może być nieco inny – obecny main event został zakontraktowany w zastępstwie za starcie Weidmana z Belfortem. Czy w takim razie zobaczymy w pełni przygotowanego do walki Bigg Rigga? Sam mistrz zapewnia, że nie ma w tej chwili żadnych problemów zdrowotnych. Oby rzeczywiście tak było… 

Bolt: Nie pamiętam niestety, czy to kontuzja wykluczyła Hendricksa po walce z Conditem. Tutaj Johny wraca po dosyć nieprzyjemnym urazie i trudno powiedzieć, ile czasu spędził na treningu. Lawler z kolei od przed tym starciem pokonał dwóch rywali z top 10, w żadnym z pojedynków nie pozostawiając wątpliwości, że jest lepszy. Co więcej, wydaje mi się, że lepszym gameplanem będzie mógł pochwalić się właśnie Robbie, który może dodać sporo elementów niewykorzystanych w poprzedniej walce, takich jak wspomniane kopnięcia czy zapowiadane szybsze przejście do ofensywy. Sam Johny może dodać zapasy, może zaprezentować nowe akcje w stójce, ale nie oszukujmy się – poza walką z Conditem jego gameplan zawsze był taki sam: prosta kombinacja lub wejście w nogi, powtórzyć. Wiem, że dziwnie to brzmi przy moim wspominaniu o progresie mistrza, ale wydaje mi się, że w Team Takedown nie wymyślą niczego ponad mieszanie boksu z obaleniami, co oczywiście może przynieść doskonałe rezultaty. 

Calo: Odchodząc też od kwestii czysto sportowych, niewykluczone, że sporą rolę odegra w tej walce motywacja. Wydaje mi się, że Lawler ma  dużo więcej zarówno do zyskania, jak i stracenia. Zwycięstwo oznaczałoby rewanż nad przeciwnikiem, który zabrał mu szansę wygrania mistrzostwa i zdobycie pasa, który byłby idealnym zwieńczeniem jego sportowej historii (od jednopłaszczyznowego brawlera do najlepszego półśredniego na świecie). Porażka z kolei spowodowałaby, że  znalazłby się on w  „czyśćcu” z łatką odwiecznego numeru dwa w swojej kategorii wagowej (obok takich fighterów jak Joseph Benavidez, Urijah Faber, Chad Mendes czy Junior dos Santos), i tym samym, biorąc pod uwagę poziom dywizji półśredniej, dając sobie mierne szanse na trzeci pojedynek z czempionem. Myślisz, że nacisk psychiczny spowoduje, że Lawler sprawi mistrzowi jeszcze większe problemy, niż w pierwszym starciu? 

Bolt: Też tak sądzę. Hendricks może mówić dużo o głodzie walki, chęci skończenia rywala i tym podobnych zagraniach marketingowych, ale Lawler na pewno ma świadomość tego, że to jego prawdopodobnie ostatni titleshot. Kolejnym atutem zdaje się być fakt, że w dwóch poprzednich walkach całkowicie porzucił zwyczaj „blokowania się” w pierwszej fazie walki, który kosztował go pierwsze dwie rundy przy walce o pas – Ellenberger cudem przetrwał nawałnicę wysokich kopnięć od uśmiechniętego Robbiego w pierwszej rundzie. 

Werdykt

Bolt: Cały czas zastanawiam się nad wynikiem i nie jestem w stanie wskazać faworyta. Początkowo widziałem Ruthlessa niszczącego kopnięciami Johny’ego, potem Hendricksa dominującego zapaśniczo rywala, ale teraz… ten, który pierwszy narzuci swój styl walki, zdobędzie w mojej opinii zwycięstwo. 50 – 50. Typ na Lawlera z sympatii.

Calo: Wokół rewanżowego pojedynku krąży wiele znaków zapytania. W jakiej formie pokaże się Hendricks? Czy wyjdzie w pełni sprawny? Jak Lawler poradzi sobie z „zapaśniczą” wersją swojego rywala? Czy może w drugą stronę – jak Johny zniesie agresję Robbiego, o ile ten, zgodnie z zapowiedziami, od początku przejdzie do ofensywy?
 
Rezultat tego pojedynku będzie w dużej mierze zależał od tego, jakiego Bigg Rigga zobaczymy w oktagonie. Jeżeli skutecznie uda mu się łączyć boks z pierwszego pojedynku ze świetnymi obaleniami, decyzja powinna pójść na jego korzyść. Z drugiej strony, absolutnie nie będę zaskoczony zwycięstwem Lawlera, który – jak wcześniej mówiliśmy  – ze zmienionym nastawieniem ofensywnym, wykorzystaniem kopnięć i ogromną motywacją, może sprawić mistrzowi istne piekło w oktagonie. 

Minimalnie skłaniam się ku postawieniu na byłego mistrza. Szanse w pojedynku rozkładam 60% – 40% na korzyść Hendricksa. Uważam jednak, że kursy bukmacherskie takie jak 2,75 na Lawlera, nie do końca odzwierciedlają szanse Bezwzględnego w tym pojedynku. 

fot. lowkickmma.com

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button