Jannah Theme License is not validated, Go to the theme options page to validate the license, You need a single license for each domain name.
UFC

Osaczony Khabib, szalony Tony, taktyczny Conor – dramaty UFC 249

Czy Khabiba Nurmagomedova obleciał strach? Czy El Cucuy powinien zaakceptować starcie z Justinem Gaethje? A co z Conorem McGregorem?

W 2015 roku Khabib Nurmagomedov złamał żebro, grzebiąc walkę. Rok później problemy z płucem przeszkodziły z kolei Tony’emu Fergusonowi. W 2017 roku na dwa dni przed walką Dagestański Orzeł wylądował w szpitalu z powodu powikłań zdrowotnych związanych ze ścinaniem wagi. Przy czwartym podejściu, do którego doszło w 2018 roku, na tydzień przed galą El Cucuy tak niefortunnie fiknął kozła, potykając się o kable, że doszczętnie pogruchotał sobie kolano.

W środę natomiast okazało się, że i piąte podejście do zestawienia Dagestańskiego Orła z El Cucuyem spełzło najprawdopodobniej na niczym. Kogo winić? Czy Dagestańczyka obleciał strach? Czy Dana White i spółka przekombinowali? A może winny nie jest nikt i wszystko złożyć należy na karb okoliczności?

Jak do tego doszło?

Otóż, na niespełna miesiąc przed zaplanowaną na 18 kwietnia galą UFC 249 szlifujący wówczas formę w San Jose w American Kickboxing Academy – w utrudnionych już wówczas warunkach z powodu ograniczeń w funkcjonowaniu klubu – Khabib Nurmagomedov otrzymał informację ze strony UFC, iż – cytując – „gala na 100% nie odbędzie się w Stanach Zjednoczonych, a na 99% w Dubaju lub gdzieś w tamtejszym rejonie”. Dagestańczyk spakował zatem manatki, zebrał swoją ekipę i wyleciał do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, aby tam dokończyć przygotowania.

Nie wiadomo, ile czasu spędził na miejscu. Wyjaśnił jednak, że w Dubaju dowiedział się, że granice ZEA zostaną niebawem zamknięte i poza mieszkańcami nikt nie będzie w stanie ani opuścić kraju, ani do niego wjechać. Wrócił zatem do Dagestanu. Nadal był przekonany, że gala UFC 249 odbędzie się po europejskiej stronie Atlantyku.

Dziennikarz Ariel Helwani doniósł jednak nieoficjalnie, że Dagestański Orzeł wcale nie otrzymał od UFC zielonego światła na powrót do Dagestanu ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Kanadyjski dziennikarz nie sprecyzował jednak, czy Dana White i spółka chcieli, aby mistrz powrócił do Stanów Zjednoczonych, czy może mieli względem niego inne oczekiwania.

Warto oczywiście mieć na uwadze, że niewyróżniający się etyką dziennikarską i zawsze skory do jątrzenia Ariel Helwani od wielu miesięcy pozostaje w otwartym konflikcie z oślizgłym egipskim menadżerem Alim Abdelazizem, a także Khabibem Nurmagomedovem, z którym od dawien dawna nie miał sposobności rozmawiać – a to może, choć oczywiście nie musi, wpływać na jego narrację.

Wracając zaś do tematu… Nurmagomedov wrócił do Dagestanu, gdzie kontynuował przygotowania do walki, licząc na to, iż rzeczywiście odbędzie się ona gdzieś na Bliskim Wschodzie lub w Rosji, ewentualnie na Białorusi.

Dana White zapowiadał, że na 99,9% ma już lokalizację, w której zorganizuje galę. Z czasem jednak zmodyfikował swój przekaz, przebąkując o 4-5 miejscach, które brane są pod uwagę.

Tymczasem nieoficjalne coraz głośniej mówiło się, iż gala UFC 249 zostanie jednak zorganizowana na terenie Stanów Zjednoczonych. Na całym świecie stopniowo wygaszano kolejne sporty, odwoływano kolejne imprezy. Władze rosyjskie oficjalnie zapowiedziały rychłe zamknięcie granic.

W poniedziałek 30 marca Dagestańczyk obwieścił, że trwają prace nad zorganizowaniem gali w Stanach Zjednoczonych, bez jego udziału. Stwierdził, że z powodu zamknięcia rosyjskich granic został uziemiony w Dagestanie, a matchmakerzy pracują już nad zestawieniem Tony’ego Fergusona z nowym przeciwnikiem.

Natychmiast jednak wypomniano mu, że okrutnie rozmija się z rzeczywistością, bo mógłby bez problemów wyczarterować samolot i wykorzystując swoje koneksje biznesowo-polityczne, opuścić Rosję. Co prawda nie wiadomo dokładnie, gdzie miałby wylądować – bo nawet w środę Tony Ferguson przekonywał, że nadal nie wie, gdzie zostanie zorganizowana gala! – ale gdyby naprawdę chciał, byłby w stanie to zrobić. Uzyskanie pozwolenia na wjazd do Stanów Zjednoczonych mogłoby okazać się odrobinę problematyczne, a późniejszy powrót do Rosji praktycznie niemożliwy, ale… Ale! Do zrobienia.




Tymczasem Dagestański Orzeł w środę w zasadzie wykluczył swój występ na UFC 249. Nie wdając się w szczegóły jego przekazu, wyraził zdziwienie fanowskimi oczekiwaniami wobec swojej osoby, podczas gdy pandemia koronawirusa sparaliżowała największe mocarstwa i największe firmy na świecie.

Na Dagestańskiego Orła spadła lawina krytyki – prym wiedli w niej oczywiście zawsze skorzy do podskubania jego nogawek fani Conora McGregora; zawodnika, co to zawsze gotów do walki z kimkolwiek, kiedykolwiek i gdziekolwiek. Nie wątpię, że sporo komentarzy o splamieniu kalesonów przez niepokonanego w zawodowej karierze Dagestańczyka pojawiło się, przechodząc na slang młodzieżowy, dla beki, ale… Nie mam jednocześnie wątpliwości, że istnieją i kierowani ludycznymi instynktami pogodni idioci, którzy są święcie przekonani, iż mistrz naprawdę lęka się El Cucuya.

Decyzja Dagestańskiego Orła jest jednak oczywiście zrozumiała. Podobnie jak zrozumiała była decyzja Conora McGregora, aby w styczniu skrzyżować rękawice ze znajdującym się na ostatniej prostej kariery i powracającym po dwóch laniach Donaldem Cerrone, a nie rozpędzonym serią trzech nokautów w pierwszych rundach Justinem Gaethje. Ot, kwestia oceny ryzyka – potencjalnych korzyści i strat. Chłodna kalkulacja, która oczywiście wcale nie oznacza, że Irlandczyk fizycznie lękał się Amerykanina.

Nie lękał się też Nate’a Diaza po pierwszej walce, ale taktycznie wymigał się z natychmiastowego rewanżu – słynne „chcę się zająć treningami a nie promocją!” – zdając sobie sprawę, że potrzebuje więcej czasu na nadrobienie oktagonowych braków.

Khabib Nurmagomedov wygrał 28 walk, nie doznając żadnej porażki. W każdym kolejnym starciu stawia na szali coraz więcej. Ścinanie wagi nigdy nie było dla niego łatwym procesem. Teraz natomiast na niespełna miesiąc przed walką życia miałby dwukrotnie w odstępie kilku(nastu) dni latać w tę i z powrotem do zupełnie innych stref czasowych?

Dagestański Orzeł zarobiłby na tym pojedynku łącznie około 15-20 milionów dolarów. Może nawet więcej z uwagi na okoliczności. Na obóz przygotowawczy wydał – wedle Abdulmanapa Nurmagomedova – pięć razy więcej niż zazwyczaj.

Tony Ferguson nie ma co prawda wątpliwości, że mistrza obleciał strach, ale powiedzmy sobie szczerze – do wypowiedzi El Cucuya podchodzić należy z dystansem. Także tych dotyczących pozbawienia Dagestańczyka tytułu mistrzowskiego – choć w tej akurat kwestii Dana White, wrażliwy na brzęczące irlandzkie argumenty, może mieć nieco inne zdanie…

Tak czy inaczej, niewykluczone, że rację ma Josh Thomson, który uważa, że decyzja Dagestańczyka o wycofaniu się z walki to koronny dowód na to, że nie jest on człowiekiem, który dla pieniędzy poświęciłby wszystko, chociażby opuszczając rodzinę bez gwarancji szybkiego powrotu.

Nurmagomedov wielokrotnie powtarzał, że najważniejszy jest Bóg, na drugim miejscu – rodzina, a dopiero na trzecim sport. Jego niechęć do kasowego rewanżu z Conorem McGregorem czy odmowa wypełnienia poleceń Stanowej Komisji Sportowej w Nevadzie, co odsunęło jego powrót o pół roku, świadczą – pośród licznych innych przykładów – o tym, że na tym etapie kariery pieniądze rzeczywiście nie stanowią dla niego największej motywacji.

Tony Ferguson vs. Justin Gaethje?

Tony Ferguson otrzymał propozycję walki z Justinem Gaethje. Nie ulega jednak wątpliwości, że El Cucuy serią dwunastu zwycięstw z rzędu zapracował sobie na to, aby pojedynku z Highlightem odmówić. To jego święte prawo i nikt o elementarnym choćby poziomie przyzwoitości nie powinien go za to odsądzać od czci i wiary.

Jednocześnie jednak nie ukrywam, że z nieskrywaną przyjemnością obejrzałbym taki pojedynek – i jeśli tylko Ferguson się nań zgodzi, zróbmy to!

Na szali takiej walki powinien znaleźć się oczywiście tymczasowy pas mistrzowski wagi lekkiej. Nie stanowi on oczywiście żadnej gwarancji, że zwycięzca skrzyżuje za kilka miesięcy rękawice z Khabibem Nurmagomedovem, jak Pan Bóg przykazał, ale… Utrudni – odrobinę ale jednak! – Danie White’owi próby zbrodniczego sportowo, ale uzasadnionego biznesowo włączenia do rozgrywki mistrzowskiej Conora McGregora. Sternik amerykańskiego giganta musiałby bowiem w międzyczasie pozbawić któregoś z mistrzów – prawowitego lub tymczasowego – złota, na jego miejsce desygnując Notoriousa. Oczywiście – i tak może to zrobić, ale tymczasowy pas mistrzowski na szali walki wieczoru UFC 249 odrobinę mu to utrudni. A cokolwiek utrudni wkręcenie Irlandczyka do rywalizacji o złoto przed Justinem Gaethje i Tonym Fergusonem, jest dobre.

A jeśli w potencjalnym starciu z Gaethje Ferguson skończy na tarczy? Będąc brutalnie szczerym – jeśli Highlight bez pełnego obozu przygotowawczego pokonałby El Cucuya, nie bez pewnej zadumy i nostalgii, ale jednak byłbym w stanie zapomnieć o niedoszłym pięciokrotnie do skutku starciu Nurmagomedova z Fergusonem, zastępując je znacznie bardziej intrygującą z technicznego punktu widzenia konfrontacją Dagestańskiego Orła z Highlightem.



Powtarzam jednak – Tony ma święte, niezbywalne prawo odrzucić oktagonowe zaloty Justina, licząc na przełożenie walki z Khabibem. Pytanie oczywiście, jak na taki scenariusz zapatrywałby się Dana, który chciał przecież za wszelką cenę odhaczyć ten pojedynek, aby umożliwić jak najszybszy powrót swojej irlandzkiej krowie dojnej. Gdyby natomiast starcie Nurmagomedova z Fergusonem przełożyć na, przyjmując optymistyczny wariant, wrzesień, wówczas potencjalna potyczka zwycięzcy z Notoriousem mogłaby odbyć się dopiero w okolicach grudnia. A przecież po wznowieniu działań UFC będzie potrzebować kasowych zestawień jak kania dżdżu…

Tony Ferguson vs. Conor McGregor?

Irlandczyk zapowiedział, że jest gotowy do walki – tj. wyjścia na zastępstwo do Tony’ego Fergusona. W swoim najnowszym wpisie w mediach społecznościowych poświęcił jednak temu stwierdzeniu jedno li tylko zdanie, nie zagłębiając się w temat. Jakby dla formalności.

Nie mam wobec tego wątpliwości, że jest to jedynie medialna gra ze strony Notoriousa. „Dagestański cykor się wymigał, a ja jestem gotowy! Dana, organizuj! Czekam!”

Jeszcze nigdy w swojej karierze pod sztandarem UFC Conor McGregor nie wszedł na zastępstwo. Nigdy nie był zawodnikiem, który podchodziłby do walki bez pełnego obozu przygotowawczego. Owszem, zdarzyło mu się kilka razy wyrazić taką gotowość, ale od słów nigdy nie przeszedł do czynów. To zresztą biznesowo zrozumiałe. Swoją drogą, zabawnie wyszłoby, gdyby White powiedział teraz „sprawdzam” – co jednak nigdy nie zastąpi, bo nie zarzyna się kur znoszących złote jaja.

Determinacja Dany White

Dana White jest odsądzany od czci i wiary przez świeżo nafaszerowanych rozległą wiedzą epidemiologiczną amerykańskich – i nie tylko! – gryzipiórków, którzy zarzucają mu żerowanie na zdrowiu zawodników. Traktując bezpieczeństwo jako najwyższy kult, warty każdych poświęceń i obniżenia standardów życia do minimum, nawołują go do zawieszenia działalności. Jeszcze kilka tygodni temu wściekle wojujący o poprawę losu ciemiężonych pod stalowym kapitalistycznym buciorem Dany White’a fighterów, dziś te same dziennikarzyny każą im – w imię międzyludzkiej solidarności i w ramach elementarnej przyzwoitości – zacisnąć pasa i przetrwać. Pytani, w jaki sposób zawodnicy mają zatem zarabiać, odpowiedzialność zrzucają na UFC.




Abstrahując od motywów, jakimi kieruje się sternik UFC – i nawet przyjmując, że prawdopodobnie te finansowe są najważniejsze – kibicuję mu. Podobnie jak kibicowałem Cage Warriors czy Fame MMA. Zawodnicy chcą zarobić. White chce zorganizować gale, wykorzystując też fakt, że wszystkie inne dyscypliny na świecie leżą i kwiczą. Jest w stanie zagwarantować bezpieczne warunki, wszelkiego rodzaju badania. Nie mam wątpliwości, że na zorganizowanej podczas pandemii gali UFC byłoby bezpieczniej niż w sklepie, na przystanku czy nawet w szpitalu. White posiada do tego niezbędne narzędzia i zasoby, także kapitałowe.

Za kilka tygodni ludzie zrozumieją, że tak dalej żyć się nie da – choćby i z czysto ekonomicznych względów. Trzeba będzie podjąć ryzyko. Powstać z kolan. Działać. White dobrze to wie. Nie dla wszystkich przetrwanie jest celem samym w sobie.

Obstawiaj wszystkie walki UFC na PZBUK i odbierz darmowy zakład 50 PLN

*****

„Nawet kijem bym go nie dotknęła” – Joanna Jędrzejczyk odpowiada na ostre komentarze Colby’ego Covingtona

Powiązane artykuły

Komentarze: 5

  1. Zastanawiam się tylko, co takiego się zmieniło, skoro jeszcze kilka dni/tygodni temu Khabib był gotowy walczyć wszędzie i tylko czekał na „podanie lokalizacji”, a tu nagle obawa przed koronawirusem, gdy jego szef zapewnia całkowite bezpieczeństwo?

    Wygląda to trochę tak, jakby poddawał w wątpliwość całą strategię i sposób działania UFC.

    1. Generalnie nadal zapewnia, że jest gotowy lecieć tam, gdzie trzeba – ale nie wie, gdzie. A zegar tyka i się wścieka. Wie, że ma furę do stracenia i nie może sobie pozwolić na podróże w ostatniej chwili.

      Khabib też – podobnie jak Gaethje – powtarzał, że nie bierze nigdy walk w zastępstwie. A tutaj okoliczności odrobinę podobne się robią.

      1. To jestem w stanie zrozumieć. Zawodnik ma pełne prawo oczekiwać, że zostanie mu przedstawiona konkretne miejsce organizacji walki, ale Khabib trochę się w tych tłumaczeniach miota. Jeżeli ma problem z logistyką, to powinien jasno wskazać, że problem leży po stronie UFC.

        Tymczasem Dagestańczyk zasłaniał się już kolejno niemożliwością opuszczenia Rosji (co okazało się mitem) i obawą przed samym wirusem, co w obliczu kreacji wizerunku „send me location” i „anytime, anywhere” jest nieco nieco rozczarowujące.

        1. Zgadzam się, że to poniedziałkowe nagranie wyrządziło więcej złego niż dobrego. Marudził, nie wyjaśniając konkretnie, czy będzie walczył czy nie. Wygląda to z perspektywy czasu na próbę dociśnięcia UFC, żeby podali mu miejsce, bo zegar tyka. Mógł to jednak zrobić w tej formie jak w wywiadzie z Okamoto.

          Z tymi lotami prywatnymi uważam to za absurd. Skompromitowałby się, gdyby prosił Putina o pomoc w takim błahym temacie, podczas gdy ten zajęty płonącą Rosją.

          Te teorie o tym, że spokojnie dostałby pozwolenie na wylot w Rosji i wlot do USA też niepewne. Plus – gdzie i po co ma lecieć, skoro nie ma miejsca jeszcze.

          1. Się porobiło…Jeśli chodzi o możliwość załatwienia pokątnie jakiegoś wylotu, być może jest szansa na takie rozwiązanie. Ale jak pisze słusznie @Bartłomiej jak to załatwiać, skoro nie wiadomo, gdzie ewentualna gala się odbędzie…To nie ma racji bytu.

            @Bartłomiej Stachura a co sądzisz o gotowości Masvidala do takiej walki? Jest cień szansy na to? Fanowsko mega walka.

            I może jakiś videopodcaścik w czasach sportowej posuchy i siedzenia w domu;)

Dodaj komentarz

Back to top button