Jannah Theme License is not validated, Go to the theme options page to validate the license, You need a single license for each domain name.
UFC

Nie przegap – marzec 2015

Chociaż nadchodząca brazylijska gala została przetrzebiona kontuzjami, to i tak marcowe rozpiski UFC prezentują się całkiem przyjemnie.

Wolę dwie gale w ciągu miesiąca, ale o wysokiej jakości – i tak właśnie jest w marcu. Po ostatnim, nieco bardziej grapplerskim odcinku, powracam w zdecydowanie bardziej uderzane klimaty – bynajmniej nie z antypatii do grapplerów i ich średnich czasami walk (do teraz jestem obrażony na Adriano Martinsa oraz Rustama Khabilova), ale dlatego, że w tym miesiącu zobaczymy grzmoty w stójce. Albo przynajmniej do czasu obaleń. Jak w walce…

155 lbs: Daron Cruickshank vs. Beneil Dariush

UFC 185: Pettis vs. dos Anjos, 15 marca

Obaj panowie to póki co wojownicy z dużym potencjałem, którzy jednak nie do końca spełniają pokładane w nich – całkiem słusznie! – nadzieje. Walka ta dla jednego z nich będzie prawdopodobnie przepustką do pojedynków z pierwszą piętnastką.

Amerykanin z Detroit miał już okazję ich posmakować – został wtedy pokonany przez bardzo mocnego Jorge Masvidala, któremu jednak w pierwszej rundzie na ułamek sekundy zafundował podróż w krainę Morfeusza. Gdyby nie nadzwyczajna regeneracja reprezentanta ATT, to najprawdopodobniej Daron Cruickshank zyskałby bardzo cenny skalp w wyśmienitym stylu. Później niestety nie było już tak różowo…

Beneil Dariush z kolei wyśmienicie zdemolował Charliego Brennemana, później poddał, najpierw rażąc momentami bardzo ładnymi kombinacjami w stójce, Tony’ego Martina, a następnie pokonał faworyzowanego Carlosa Ferreirę, demonstrując strikerską wyższość. Problem w tym, że w międzyczasie na własne życzenie dał się skończyć słabemu Ramsey’owi Nijemowi. Wyciągnął jednak z tej walki słuszne wnioski – skończyły się chyba na dobre czasy bezmyślnego pchania się w klincz tajski.

The Detroit Superstar to dziecko dwojga kickbokserów, któremu w dodatku zdarzało się w szkole uczęszczać na zapaśniczą matę. Brzmi dobrze? Tak też to wygląda. Daron sprawnie różnicuje swoją grę, wplatając obalenia, poza tym jednak doskonale radzi sobie w uderzanych wymianach, wyłączając może sytuacje, gdy poddawany jest dużej presji, jak przy pojedynku z Adriano Martinsem. Boksersko Cruickshank nie powala, uderza jednak mocno, a ciosy rękoma mają głównie szykować rywali pod kopnięcia – podobnie ma się zresztą sprawa u samego Anthony’ego Pettisa.

Gdy ten świetny technicznie uderzacz zaczyna już kopać, nikt nie może czuć się bezpieczny. Bardzo sprawny stójkowicz w osobie Ericka Kocha został w pierwszej rundzie znokautowany piękną akcją złożoną z dwóch prostych oraz dwóch high kicków. Martniez został tak ładnie trafiony kopnięciem na głowę, że wiele osób – w tym ja – spodziewało się po Cruickshanku kogoś z okolic Top 10. Wreszcie Mike Rio przed ostatnią szarżą został zamroczony obrotowym kopnięciem. Taki bilans stawiający Gwiazdę z Detroit na równi z Anthonym Pettisem oraz Donaldem Cerrone’m pod względem liczby skończeń kopnięciami w wadze lekkiej robi wrażenie, prawda?

Beneil Dariush swoją bazę ma w brazylijskim jiu-jitsu, w którym to prezentował się bardzo dobrze, prawidłowo przenosząc je do mieszanych sztuk walki. Aktywnie szuka poddań i dobrze zajmuje pozycje. Jeśli dołożymy do tego przyzwoite ofensywne zapasy, to jawi się jako nieco stuningowana wersja „wczesnego” Rafaela dos Anjosa. Sęk w tym, że Beneil już na początku przygody z MMA trafił pod kuratelę samego mistrza Rafaela Cordeiro, a co za tym idzie, jego muay thai z walki na walkę wygląda coraz lepiej – a przecież zawodnik irańskiego pochodzenia potrafił uderzać już w swoich pierwszych potyczkach. Już nie inicjuje tak chętnie lubianego przeze mnie klinczu tajskiego, co w świetle walki z Nijemem jest w pełni zrozumiałe, jednak dalej używa całego arsenału, jaki można zaczerpnąć ze sztuki ośmiu kończyn. Boksersko nieco przypomina rywala – również używa rąk głównie do przygotowania gruntu pod nieco efektowniejsze zagrania. Zaliczają się do nich kopnięcia na wszystkie wysokości, obrotówki oraz kolana latające, jak i kończące akcje. Szczególnie podobają mi się te ostatnie, które trafiały Martina wpakowanego pod siatkę, przez co ten nie mógł uciekać przed bitymi z całym impetem na korpus ciosami. Beneil ogólnie w stójce napiera na rywala, co ma dużo zalet, ale i łączy to z czasem zbyt wysoko uniesioną szczęką…

Dlatego właśnie walka będzie tak ciekawa. Dowiemy się, kto wyjdzie lepiej z tego, oceniając po neutralizujących się zapasach obu, uderzanego pojedynku. Obaj bowiem paradoksalnie wyglądają jak zawodnicy z idealnymi stylami do pokonania drugiego. Cruickshank nie lubi presji – Dariush napiera. Beneil ma co najwyżej średnią wytrzymałość na ciosy, a Daron, jak to się mawia w moim miejscu zamieszkania, „jak piźnie, to yno roz”.

145 lbs: Edimilson Souza vs. Katsunori Kikuno

UFC Fight Night 62: Maia vs. LaFlare, 21 marca

To jedno ze starć na brazylijskiej ziemi, które mają spory potencjał na stójkową wojnę. Mierzyć będzie się dwóch uderzaczy, z których każdy ma swoją własną stójkową specyfikę.

Edimilson Souza w największej federacji na świecie legitymuje się ładnym rekordem dwóch zwycięstw. Najpierw, mając zaledwie 3 tygodnie na przygotowanie, pokonał niezłego Felipe Arantesa przez decyzję, a w następnej walce zmierzył się z obdarzonym dużym sercem do walki, niesamowitą wytrzymałością i potężnymi kopnięciami Markiem Eddivą. Może wypadł w niej poniżej oczekiwań, jednak dał niezwykle efektowną walkę i skończył Filipińczyka nawet mimo przyjęcia sporej liczby ciosów, które wyłączyłyby chęć do rywalizacji niejednemu bardziej cenionemu zawodnikowi.

Katsunori Kikuno z kolei po porażce z Tonym Fergusonem, który udowodnił mu, że wysokie umiejętności bokserskie pozwalają często zneutralizować nadmiernie karatecki styl, zszedł do niższej wagi, a tam efektownie poddał Sama Sicillę.

Brazylijski uderzacz będzie chciał oczywiście utrzymać starcie w stójce, gdzie potrafi całkiem sporo. To przede wszystkim bokser, który bardzo dobrze używa swojego długiego zasięgu. Chętnie zasypuje rywala bardzo długimi kombinacjami ciosów, zwłaszcza mając go przypartego do siatki. W swoich atakach nie stroni także od mocnych uderzeń na korpus, którymi odsłania sobie drogę do dalszych ciosów na głowę, a także boleśnie odbiera kondycję. Bardzo ładnie balansuje tułowiem, co otwiera mu drogę do wielu kontr – nie jest to poziom Andersona Silvy za jego najlepszych lat, ale z całą pewnością przywołuje miłe wspomnienia, gdy były mistrz posyłał na deski Forresta Griffina. Pewną luką w stójce Kevina zdaje się średnia wiedza na temat tego, co robić, aby nie dawać się trafiać każdym kopnięciem.

Będzie z tej wiedzy chciał zapewne skorzystać czarny pas w Karate Kyokushin. Choć Japończyk wykazał już, że jego pięściarskie zdolności z całą pewnością nie nadają sie do walk z czołówką, to jednak specyficzny sposób poruszania się i umiejętność nagłych zrywów oraz zwyczajnie bardzo ciężkie ciosy (12 nokautów na koncie, w tym kilka „czystych”) mogą mu pomóc. Nie bez znaczenia pozostają wspomniane już kopnięcia – Katsunori wpisuje się w wyobrażenie o karatece jako kimś, kto przewraca lowkingami i nokautuje middle kickami, nawet jeśli ostatnio tego nie pokazuje. W parterze były zawodnik DEEP również nie jest sierotą – to czarny pas również w judo, od którego zresztą zaczynał swoją przygodę ze sportami walki.

Pojedynek ma spore szanse toczyć się w stójce, gdzie faworyzuję zawodnika gospodarzy, jednakże mając w pamięci inkasowane ostatnio przez niego ataki nogami, wcale nie skreślam Kikuno. Ciekawie również pojedynek może wyglądać w parterze, do którego Katsunori zapewne będzie chciał się w razie potrzeby odwoływać.

145 lbs: Andre Fili vs. Godofredo Castro

UFC Fight Night 62: Maia vs. LaFlare, 21 marca

To starcie z kolei ma zdecydowanego faworyta, ale niejaki Noad Lahat też miał wygrać z Godofredo Castro. Ostatecznie jednak co najwyżej ugrał pozycję ofiary efektownego nokautu. Z tego też powodu ta walka ląduje na zamknięcie tej edycji przeglądu potencjalnie najciekawszych walk miesiąca.

Andre Fili to zawodnik powszechnie znany i lubiany. Wszedł do UFC, ciesząc się sporym hypem, ponieważ wykazywał bardzo dobre uderzane umiejętności, a także trenuje w Team Alpha Male, co szybko objawiło się w przyzwoitych ofensywnych zapasach. Pojedynek z Jeremym Larsenem wzięty jako bardzo późne zastępstwo zakończony został już na początku drugiej rundy. Widowiskowość tego starcia sprawiła, że Andre w następnej walce otwierał main card gali UFC 172, gdzie jako faworyt bukmacherów walczył z Maxem Holloway’em. Starcie to wykazało, że Filiemu nieco jeszcze do prawdziwej elity brakuje, ale nawet mimo porażki przez poddanie zaprezentował się najlepiej ze wszystkich ofiar Hawajczyka w jego ostatnim ciągu zwycięstw. Pokazywał bowiem to, co sprawia, że ciągle ma szanse mocno namieszać w swojej dywizji, tym bardziej, że ma zaledwie 24 lata. To sprawny uderzacz, który raz po raz zaprzęga do akcji sporo ważące ręce, a także chętnie odwołuje się do kopnięć na korpus oraz potężnych low kicków. To wszystko dodatkowo wsparte jest bardzo dobrymi umiejętnościami zapaśniczymi, a także agresją w parterze objawiającą się poszukiwaniem pozycji dającej poddanie oraz niezłym GnP. W zwycięskiej walce z Felipe Arentesem Amerykanin udowodnił, że większe zagrożenie stanowić może dla niego dopiero wyższa zawodnicza półka w UFC.

Godofredo to postać być może znana niektórym z The Ultimate Fightera. Castro wywodzi się z brazylijskiego jiu-jitsu, co skutkuje dobrymi parterowymi zdolnościami, które to zaczął trenować pod wpływem starszego brata nazywającego się, co ciekawe… Godofredo Castro. Także zanim znowu mrukniecie coś pogardliwego w kierunku dziwnie zachowującego się gościa z kolorową fryzurą, przypomnijcie sobie o tym fakcie – on nie miał prawa być normalny… Porzućmy jednak średnio zabawne żarty i skupmy się na tym, jak Castro walczy. Pepey lubi szukać poddań, zwłaszcza trójkątów z pleców, co niestety mocno mu utrudnia miernej jakości szczęka. Jednak w parterze pozostaje mimo to dosyć niebezpieczny – może o tym świadczyć ostatnie poddanie. W stójce z kolei Castro raczej nigdy nie będzie finezyjnym wojownikiem, ale nie boi się czasem zaryzykować, dzięki czemu Fili ciągle będzie zagrożony akcjami pokroju latającego kolana, które posłało izraelskiego żołnierza Lahata w kilkusekundowy stan spoczynku.

Nie będę mydlił nikomu oczu tym, że Castro sprawi niespodziankę i należy stawiać na niego majątek – sądzę, że Fili będzie go w ładnym stylu demolował. Jednak po dwóch ostatnich walkach Godofredo widać, że czyni jednak pewien progres i po prostu potrafi zaskakiwać, a przecież, dajmy na to, obrotowy łokieć, choćby i marny technicznie, jeśli tylko dojdzie do celu, to może zmienić losy walki.

*********

Jak widać, ta edycja nastawiona będzie raczej na wymiany pięści, kolan, łokci i piszczeli. Kopnięcia rodem z taekwondo czy szkoła Cordeiro? Mały prawie – że – Anderson Silva czy karateka? Hipster z Ameryki czy hipster z Brazylii?

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button