Jannah Theme License is not validated, Go to the theme options page to validate the license, You need a single license for each domain name.
KSWPolskie MMATechnika MMA

Historia jednego podchwytu – analiza walki Damiana Janikowskiego z Julio Gallegosem

Jak daleko w MMA może zajść utytułowany polski zapaśnik Damian Janikowski? Czego dowiedzieliśmy się o nim w walce z Julio Gallegosem podczas KSW 39 – Colosseum?

Przed zawodowym debiutem w MMA Damiana Janikowskiego planowałem napisać sążnisty artykuł-analizę na temat zapasów w stylu klasycznym pod MMA – łącznie z rysem historycznym, bo mocnych zawodników, którzy przeszli z tej dyscypliny do mieszanych sztuk walki, nie brakowało. Wykonałem plan artykułu, porobiłem wstępne notatki, pozbierałem materiały, ułożyłem sobie wszystko w głowie i… Oczywiście, jak to zwykle bywa, po prostu czasowo nie byłem w stanie usiąść do tematu i opisać go tak, jak chciałbym to zrobić.

Ostatecznie brązowy medalista olimpijski z Londynu pokazał się w klatce przez 86 sekund, bo właśnie tyle czasu potrzebował, aby rozprawić się z Julio Gallegosem podczas gali KSW 39 – Colosseum na Stadionie Narodowym w Warszawie.

Od razu odpowiadając na pojawiające się tu i ówdzie komentarze – owszem, amerykański rywal Polaka to w porywach, i to sporych, średnia co najwyżej półka zawodnicza, ale wytykanie klasy rywala zawodnikowi – a w zasadzie „zawodnikowi”, bo takim był Janikowski przed debiutem – który nie stoczył jeszcze ani jednego zawodowego pojedynku, jest co najmniej nie na miejscu. Gallegos bowiem zdecydowanie górował nad Janikowskim doświadczeniem, a i w swoich dotychczasowych walkach nie prezentował się w najmniejszym stopniu dramatycznie. Ot, bitnik, który po prostu pewnego poziomu technicznego nie przeskoczy nigdy. Na debiut? Jak znalazł!

Wracając natomiast do tematu… Otóż, skoro nie podołałem tekstowi, który pierwotnie planowałem spłodzić przed KSW 39, postanowiłem zrehabilitować się teraz i wycisnąć tyle, ile się tylko da z tej niespełna półtorej minuty, przez którą oglądaliśmy Damiana w klatce na Stadionie Narodowym.

A zatem…

S4 Fight Club Trademark Kick

Damian po walce przyznał, że miał na początku pewne problemy z wyczuciem dystansu, czemu trudno się jednak dziwić, biorąc pod uwagę, że był to jego zawodowy debiut, a niemal całe dotychczasowe życie poświęcił dyscyplinie, w której nie uderza się rywali po twarzy.

Polak stracił równowagę przy próbie wyprowadzenia kopnięcia frontalnego na samym początku, ale błyskawicznie się pozbierał. Potem natomiast zaprezentował jedną z najbardziej charakterystycznych akcji warszawskiego S4 Fight Club, gdzie trenuje z Robertem Złotkowkim (stójka), Kamilem Umińskim (parter) i spinającym to wszystko Piotrem Jeleniewskim w roli głównego trenera. Chodzi oczywiście o zamarkowanie ciosów na górze zakończone kopnięciem na głowę po przekroku.

Poniżej najlepszy przykład tego rodzaju akcji – w wykonaniu Marcina Tybury przeciwko Viktorowi Peście.

Poniżej natomiast bliźniaczo podobna akcja w wykonaniu Janikowskiego właśnie, za samo podjęcie której należą mu się już brawa – aby bowiem w swoim zawodowym debiucie przy prawie 60 tys. widzów na drugiej największej gali MMA na świecie wyprowadzać takowe kopniecie poprzedzone kiwką trzeba mieć animusz!

Klasycznie ustawiony Janikowski rusza do ataku, markując kombinację 1-2. Gallegos zostaje jednak na pozycji (kluczowa sprawa), przygotowany do zbicia ciosów i odpowiedzi kontrą.

Damian daje krok do przodu i opierając się na prawej nodze, więc de facto z odwrotnej pozycji, wyprowadza kopnięcie na głowę. Rzecz jednak w tym, że nie ma ono prawa dojść celu, bo Amerykanin nie tylko pozostał na swojej pozycji, ale też odpowiedział dobrym prawym sierpem w kontrze, który trafia Janikowskiego czysto na szczękę (pierwsze zdjęcie). Na drugim natomiast widzimy, jak kopnięcie Damiana ląduje gdzieś za plecami Gallegosa.

Akcja ta zainicjowała kolejną – obaj przełamali bowiem pierwsze lody i szczególnie Janikowski, który zainkasował wspomniany prawy, chciał pójść za ciosem. Wyprowadził podwójnego lewego prostego, po którym – jak mniemam – miał pójść kros.

Powyżej drugi lewy prosty Damiana, pod którym nurkuje Julio – uwagę zwraca oczywiście nisko opuszczona, na poziomie biodra, prawa ręka, którą, jak sądzę, chciał wyprowadzić krosa.

To oczywiście drobny detal i jak najbardziej mogę się mylić – być może Janikowski wcale nie planował odpalić powyżej krosa. Może mierzył w podbródkowego? Jednak w ruchu naprawdę wyglądało tak, jakby za drugim jabem miał podążyć kros – a prawica w tej pozycji sugerować może, że po prostu wrocławianin się „pięściarsko zapomniał”. Z której by bowiem strony nie spojrzeć, to jednak po raz pierwszy testował swój boks w warunkach bojowych, co nigdy nie jest łatwe.

W naszych rozważaniach to jednak obecnie kwestia drugorzędna, bo najważniejszą historią tej walki jest…

Historia jednego podchwytu

Otóż, chwilę po przedstawionej na poprzednim zdjęciu akcji to sam Gallegos zainicjował zwarcie, a opuszczona prawica Janikowskiego ułatwiła mu złapanie podchwytu pod lewą pachą Amerykanina.

Uprzedzając nieco fakty, rzeczony podchwyt Damian puści 49 sekund później – dokładnie w chwili, gdy okrutnie naruszony Amerykanin będzie osuwał się na deski po zainkasowaniu soczystego kolana na głowę. Innymi słowy – Damian trzymał tenże podchwyt przez 49 sekund, wykorzystując go do zdominowania rywala.

Jak to wyglądało w praktyce?

Powyżej moment przełożenia głębokiego podchwytu prawicą i skontrolowania głowy ciasną lewicą w wykonaniu Janikowskiego.

Chwilę potem Gallegos otrzymał pierwsze poważne ostrzeżenie. Drugiego, dodajmy, już nie było.

Janikowski mocnym podchwytem z prawej strony i lewicą na głowie kontroluje rywala, spychając go na siatkę i szykując się do odpalenia kolana. Gallegos próbuje kontrolować nogi Polaka, wyciągając swoją prawicę, gotowy do zblokowania ataku (zdjęcie pierwsze). Były zapaśnik odpala jednak prawe kolano, celując w głowę Amerykanina – ten jednak lewą ręką, przełożoną pod prawą, i mocno już wygiętą (zdjęcie dwa), Janikowskiego zdołał w części zamortyzować uderzenie, w czym być może – nie widać dokładnie – pomógł sobie też prawicą.

Gallegos cofa się, próbując odchodzić do lewej strony – z prawej ma siatkę – ale uchwyt Janikowskiego, który całe życie spędził na matach zapaśniczych, między innymi tego typu kontrolę doprowadzając do poziomu niedostępnego przeciętnym (i wielu nieprzeciętnym) śmiertelnikom; otóż, tenże uchwyt Damiana, wsparty kapitalnym rozłożeniem ciężkości, ustawieniem, wszystko to powoduje, że polski zawodnik ustawia sobie Gallegosa na siatce.

Mając już Amerykanina przyszpilonego do ogrodzenia, Janikowski cały czas kontrolował jego posturę prawym podchwytem oraz oczywiście głową, jednocześnie z lewej strony raz na jakiś czas wypracowując sobie odrobinę miejsca, aby zaatakować krótkim łokciem. Nie będę szczegółowo omawiał tego elementu, ale zwrócę jedynie uwagę, że wyglądało to naprawdę dobrze – tj. Janikowski, jako piekielnie dynamiczny osobnik, wydaje się mieć naturalne predyspozycje do generowania ogromnej mocy, nie potrzebując na to dużo przestrzeni (pamiętacie króciutkie a dewastujące ciosy Shane’a Carwina?). Przy rzeczonych krótkich łokciach pracowało całe jego ciało, w krótkim morderczym spięciu generując potężną moc.

Omawiając tego rodzaju kontrolę, obowiązkowo muszę wspomnieć od dwóch reprezentantach American Kickboxing Academy (zapaśników stylu wolnego), którzy są w tym obszarze perfekcyjni. Chodzi oczywiście o aktualnego mistrza kategorii półciężkiej UFC Daniela Cormiera i byłego mistrza 265 funtów Caina Velasqueza. Ten pierwszy tego rodzaju kontrolę podchwytem pokazał szczególnie w konfrontacji z Frankiem Mirem, ten drugi w dwóch potyczkach z Juniorem dos Santosem, okrutnie terroryzując Brazylijczyka pod siatką.

Oczywiście głęboki podchwyt czasami niesie ze sobą pewne ryzyko…

Daniel Cormier ma z prawej strony podchwyt, z lewej próbując kontrolować głową Jona Jonesa. Tylko krótkim rękom i śliskiemu potowi na ręce zawdzięcza prawdopodobnie, że jego prawica nie została skręcona. W podobnej sytuacji mniej szczęścia miał Glover Teixeira, któremu Jones pogruchotał w ten sposób rękę.

Powyżej jeszcze jedna akcja tego rodzaju – Andreas Stahl przytrzymał głęboki podchwyt z lewej strony odrobinę za długo… W rezultacie Gilbert Burns w ten właśnie koszmarny sposób mocnym szarpnięciem wykręcił mu rękę (czerwona rękawica) – odwracając ją niemal do góry nogami.

Wracając natomiast do Janikowskiego i Gallegosa… Poniżej ostatnia akcja pod siatką, po której Amerykanin zdołał od niej odejść – na swoją zresztą zgubę.

Damian kontroluje prawicą i głową posturę Julio (zdjęcie pierwsze), starając się wypracować odrobinę przestrzeni, aby odpalić lewy łokieć (zdjęcie drugie).

Cały czas trzymając prawicę pod pachą rywala, wrocławianin odpala łokcia, ale ześlizguje się on po czubku głowy obniżającego pozycję rywala (zdjęcie pierwsze). Ten wykorzystuje okazję i odchodzi do boku, podczas gdy Janikowski chwyta jego głowę lewicą – prawa pozostaje w tym samym miejscu (zdjęcie drugie).

Poniżej natomiast rozstrzygająca akcja.

Damian w bliźniaczo podobny sposób jak przy pierwszym kolanie spycha wycofującego się rywala, kontrolując go prawym podchwytem i lewą za głową – ze ściągniętym do środka łokciem (zdjęcie pierwsze). Gallegos cofa się, ale prawicę trzyma w gotowości, spodziewając się – bardzo skądinąd słusznie! – ataku kolanem (zdjęcie drugie).

Gość z Ameryki popełnia jednak kluczowy błąd – próbuje wydostać się z uchwytu, rozerwać klincz. Jego lewice wędruje w okolice szyi Janikowskiego, odpychając go, aby złapać dystans. Jednocześnie jednak prawicę, która wcześniej strzegła go przed potencjalnym atakiem kolanem, cofa – być może przygotowując sierpa na rozerwanie klinczu (pierwsze zdjęcie). W rezultacie prawe kolano Janikowskiego ma prostą drogę do szczęki rywala, którego lewica, przypomnijmy, pochłonięta jest dystansowaniem Polaka, a prawica szykowana na sierpa. Inkasuje potężne kolano, które okazuje się gwoździem do jego trumny.




Dlaczego pierwsze kolano Janikowskiego – omawiane na początku tejże analizy – nie posłało Gallegosa na deski, ale zrobiło to drugie? W głównej mierze chodzi oczywiście o ułożenie rąk Amerykanina.

Poniżej pierwsza akcja raz jeszcze:

Zwracam raz jeszcze uwagę na ułożenie rąk Gallegosa – lewa jest owinięta wokół prawicy Janikowskiego, stanowiąc pierwszą linię defensywy, a i prawa prawdopodobnie (bo nie widać tego dokładnie) również w części przynajmniej blokuje kolano.

Jak natomiast wyglądało to na drugiej akcji, po której Amerykanin wylądował na dechach (tym razem z innego ujęcia kamery)?

Lewica Julio nie jest owinięta wokół prawej Damiana – zamiast tego próbuje nią dystansować, odpychając polskiego zawodnika. O niewidocznej na powyższych zdjęciach prawicy już pisałem – gotuje się prawdopodobnie do sierpa na rozerwanie. W rezultacie kolano wchodzi czysto.

Poniżej natomiast ostatnie uderzenia – już w parterze. Prawa kontrolująca Gallegosa, lewa smagająca jego głowę.

Ostatnie dwa uderzenia nie doszły celu, ale nie miało to żadnego znaczenia, bo pierwsze dwa jak najbardziej doszły, a Amerykanin nie przejawiał najmniejszej ochoty do walki.

Poniżej ostatnie kilkanaście sekunda walki raz jeszcze na nagraniu:

Podsumowanie

Bazując na niespełna 90 sekundach, jakie spędził dotychczas w klatce, trudno oczywiście prognozować, jak daleko może zajść w MMA Damian Janikowski. Walka może bowiem napisać dziesiątki, jeśli nie setki różnych scenariuszy, w jakich nie mieliśmy jeszcze okazji oglądać wrocławianina. Na to przyjdzie nam poczekać pewnie jeszcze co najmniej kilka pojedynków.

Tym niemniej, to, co widzieliśmy, wyglądało – przede wszystkim od strony klinczersko/zapaśniczej, w której piekielnie atletyczny olimpijczyk może wnieść na salony polskiego MMA nową jakość – cholernie satysfakcjonująco.

*****

Analiza trzeciej rundy walki Khalidov vs. Mańkowski – czy werdykt był słuszny?

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button