Jannah Theme License is not validated, Go to the theme options page to validate the license, You need a single license for each domain name.
KSWPolskie MMAUFCWiadomości MMA

Dziennik MMA – 4 listopada 2014

Najciekawsze wiadomości MMA z Polski i zagranicy z 4 listopada 2014.

MacDonald o sobie, GSP, McGregorze i Rondzie

Przygotowujący się do boju na Metamoris z Jonathanem Torresem Rory MacDonald był gościem Ariela Helwaniego w The MMA Hour. Kanadyjczycy poruszyli całą masę tematów. Przyjrzyjmy się najciekawszym z nich.

Ares nie boi się tego, że w starciu z Torresem ucierpieć mógłby jego hype (na skutek ewentualnej porażki), bo… zamierza wygrać! Uważa swojego rywala za bardzo dobrego grapplera, ale sam jest równie dobry. Poza tym jeśli się za coś zabiera, to tylko po to, by zwyciężyć.

Kanadyjczyk ma wiele uznania dla Conora McGregora, choć nie tyle w kwestii autopromocji, co przede wszystkim w aspektach typowo technicznych – MacDonaldowi bardzo podoba się poruszanie i pewność siebie Irlandczyka, a także wiele drobnych elementów technicznych przy uderzeniach. Jak przyznał, istnieje kilka obszarów w stylu McGregora, z których próbuje wyciągnąć coś dla siebie. Jest też jak najbardziej otwarty na wspólne treningi z charyzmatycznym piórkowym w Irlandii. Jego zdaniem McGregor nawet bez całej tej otoczki medialnej doszedłby na sam szczyt, bo ma do tego niezbędne umiejętności.

MacDonald jednak w żadnym razie nie zamierza iść śladami Irlandczyka, jeśli chodzi o promocję swojej osoby – pozostaje sobą, czyli gościem, który niespecjalnie lubi media i całą otoczkę walk, starając się od nich odciąć i skupić na swojej pracy w oktagonie. Także przed swoją mistrzowską potyczką ze zwycięzcą boju Johny Hendricks vs Robbie Lawler (najprawdopodobniej w marcu w Montrealu) nie zamierza nagle stać się demonem mediów – będzie sobą.

Przyznał, że nie jest fanem kobiecego MMA (nie wie, kto to Bethe Correia), bo uważa, że na ogół jest tam za dużo emocji, a za mało techniki. Ogląda jednak chętnie Rondę Rousey pod warunkiem wszak, że akurat trafi na jej walkę.

Zapytany o swój wizerunek odpowiedział, że po prostu jest sobą i nie przywiązuje w ogóle wagi do tego, jak jest postrzegany. Niezbyt podoba mu się jednak określenie Canadian Psycho, podobnie jak nie podobał mu się pseudonim Waterboy, więc wymyślił sobie inny – Ares. Swoją odmienność tłumaczy tym, że odseparowuje się od otoczki medialnej, bo tylko dzięki temu jest w stanie skupić się na walce. Przypomniał swój pierwszy pojedynek w karierze (miał wówczas 16 lat) – był oszołomiony całym otoczeniem, ludźmi, światłami aż do tego stopnia, że dopiero gdy przyjął pierwsze ciosy, przebudził się i zaczął walczyć.

Wspomina, że przed starciem z Carlosem Conditem czasami przemknęła mu myśl o przeniesieniu się z Toshido Fighting Arts Academy, gdzie wówczas trenował, do Tristar (głównie dzięki Mike’owi Ricciemu), ale to właśnie porażka z Urodzonym Zabójcą okazała się stemplem, który przypieczętował przeprowadzkę.

Opowiadając o swoich początkach, wspominał, że na początku, gdy w wieku 14 lat zaczął trenować, poza ojcem nikt nie traktował go poważnie i nie wróżył mu żadnych sukcesów, uważając, że jest zbyt chuderlawy, żeby się bić. W zasadzie, w gronie jego przyjaciół było tak aż do momentu, gdy zobaczyli go w telewizji na jednej z gal.

Zapytany o Georgesa Saint-Pierre’a stwierdził, że jest pewien, iż Rush nie będzie przeszkadzał mu w zdobywaniu pasa – pomimo tego, że nie rozmawiał z nim na ten temat, to czuje, że jest obopólne zrozumienie w tej kwestii.

MacDonald przyznał też, że nie zadręcza się już porażką z Carlosem Conditem i przeszedł nad nią do porządku dziennego, choć nadal bardzo chciały zmierzyć się w rewanżu z Amerykaninem – jest też pewien, że taki czas nadejdzie.

Podsumowując, pomimo usilnych prób Ariela Helwaniego, by podtrzymać/wzmocnić psychodeliczny wizerunek Rory’ego MacDonalda, widziałem tam zwykłego, trochę nieśmiałego, małomównego chłopaka, który po prostu nie jest ani tytanem, ani fanem mediów. Ma to jednak w sobie pewien „urok”.

Poirier nadal wierzy w siebie

W tej samej audycji Dustin Poirier opowiedział między innymi o swojej porażce z Conorem McGregorem.

Planujący swój powrót na początek 2015 roku i chętny na walkę z przegranym starcia Dennis Bermudez vs Ricardo Lamas Amerykanin docenia umiejętności Irlandczyka i nigdy nie uważał, że pojedynek z nim będzie łatwy, ale przegrana ogromnie go dotknęła, bo czuł się doskonale przygotowany, przepracowując solidnie cały obóz przed walką. Uważa jednak, że po prostu wyłapał na głowę, czego nie powinien.

Nadal jednak wierzy, że jest w stanie pokonać McGregora i między innymi dlatego właśnie, będąc wdzięcznym Johnowi Kavanaghowi za zaproszenie do wspólnych treningów, nie skorzysta z nich. Uważa, że ich (jego i Conora) drogi jeszcze kiedyś mogą się zejść.

Poirier nie jest jedynym, który kończy znokautowany, a nadal zarzeka się, że w rewanżu zwyciężyłby. Przebija go bowiem…

Overeem: pokonałbym Rothwella 9 na 10 razy

Alistair Overeem nadal wierzy w siebie – i to jak! W audycji Submission Radio Holender tłumaczył, że tak naprawdę nie był znokautowany w walce z Benem Rothwellem i jest pewien, że pokonały Amerykanina 9 na 10 razy. Z łatwością. Bez kropli potu. Za podstawę do tej wiary służą mu sparingi, na których jest dominujący. Chce walczyć jak najszybciej i chce rewanżu z Benem.

Ali stwierdził też, że nigdy wcześniej nie został tak złapany (ciosem) jak w walce z Rothwellem, pomimo około 75 walk na swoim koncie. Czyżby Holendrowi zaczynała szwankować pamięć?

Tak czy inaczej – wierzę Overeemowi. Naprawdę. Wierzę mu, że był świetnie przygotowany, że jego cardio jest lepsze, że wiele wyciągnął z treningów u Jacksona. Jednak przy całych tych postępach, jakich zapewne dokonał, zapomina on, że tak mocne afiszowanie się ze swoją pewnością siebie w jego akurat przypadku jest groteskowe – takowym bowiem być musi, gdy ma się szklaną szczękę i królicze serce do walki.

Azaitar wypada Jay Silva wchodzi

Na KSW 29 posypała się kolejna walka – z powodu kontuzji wypadł Abu Azaitar, którego w starciu z Piotrem Strusem (9-3-1) zastąpi dobrze znany na polskim podwórku Jay Silva (9-9).

Wbrew dość powszechnym zachwytom podchodzę do tego zestawienia sceptycznie. Amerykanin przegrał aż cztery z ostatnich pięciu walk, ulegając dwa razy Michałowi Materli, słabemu Wesowi Swoffordowi oraz przeciętnemu Samowi Alvey’owi. Sam bilans jego ostatnich starć powinien wykluczyć go z uczestnictwa w tej gali, ale w sumie pamiętajmy, że KSW nie bierze pod uwagę walk poza organizacją przy kontraktowaniu zawodników (no, chyba, że wygrywali!).

Poza mocnym ciosem Da Spyda Killa nie wyróżnia się w żadnej niemal płaszczyźnie. Choć medialnie jest całkiem przyzwoity… Rozważanie jego pojedynków z uwielbiającym blokować ciosy twarzą Michałem Materlą w kontekście próby predykcji jego boju z Piotrem Strusem, mija się z celem – ten ostatni walczy zdecydowanie inaczej niż Cipek – znacznie ostrożniej, bardziej taktycznie i mimo wszystko dużo bardziej technicznie.

Absolutnie zatem nie skreślam mocnego kondycyjnie Polaka, choć i tak wolałbym, aby na zastępstwo wszedł, o ironio, Antoni Chmielewski – o ile jest w pełni zdrów. Ewentualnie nawet tego Maiquel Falcao…

Lamas bił się z lepszymi niż Bermudez

Ricardo Lamas (14-3), który 15 listopada na UFC 180 zmierzy się z Dennisem Bermudezem (14-3), w audycji Submission Radio opowiedział o swoim rywalu.

Bully twierdzi, że bił się już z trudniejszymi przeciwnikami, odnotowując, że pokonał Cuba Swansona i przewalczył pięć rund z mistrzem, Jose Aldo. Dennis Bermudez niczym go nie zaskoczy – ani od strony kickbokserskiej, ani grapplerskiej. Lamas ma nadzieję, że po zwycięstwie znajdzie się o jedną lub maksymalnie dwie walki od boju o pas mistrzowski.

Myślę, że jednak czymś nowym dla byłego pretendenta będzie nieustanna agresja Bermudeza, bo żaden z jego dotychczasowych przeciwników w tym akurat aspekcie szczególnie się nie wyróżniał.

Fedor wyciska łzy

………………….

Nowe zestawienia:

145 lbs: Rony Jason (14-5) vs Tom Niinimaki (21-7-1) – UFC Fight Night 58, 20 grudnia
170 lbs: John Howard (22-10) vs Lorenz Larkin (14-4) – UFC Fight Night 59, 18 stycznia
205 lbs: Matt van Buren (6-3) vs Sean O’Connell (15-6) – UFC Fight Night 59, 18 stycznia

fot. mmafighting.com

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button