Daniel Cormier: „Po pokonaniu Jonesa powinienem być numerem 1 P4P”
Daniel Cormier przedstawia swój pogląd na ranking P4P oraz ocenia powrót Brocka Lesnara do UFC.
Przygotowujący się do najważniejszej walki w swojej karierze mistrz kategorii półciężkiej Daniel Cormier jest obecnie sklasyfikowany na 7. pozycji w Rankingu P4P UFC. Stawce przewodzi jego najbliższy rywal, z którym zmierzy się 9 lipca na gali UFC 200 Jon Jones, a tuż za jego plecami znajduje się Demetrious Johnson. Cormiera wyprzedzają też między innymi Robbie Lawler czy Conor McGregor.
Reprezentant American Kickboxing Academy nie ukrywa, że tak niska pozycja zaczyna go mierzić.
Wcześniej nigdy o tym nie myślałem, ale teraz gdy staję się starszy i spoglądam na to wszystko, muszę stwierdzić, że w pewnym sensie jest to pochrzanione.
– przyznał DC w programie The MMA Hour.
Ktokolwiek układa rankingi, nie zauważa, czego dokonałem, także w porównaniu z innymi ludźmi, którzy są sklasyfikowani przede mną. Nie atakuję personalnie żadnej osoby, która jest w tym rankingu nade mną, ale jeśli cofniemy się w czasie i spojrzymy, jak rodzili sobie ci goście poza swoją kategorią wagową, to tak naprawdę nikt nie dokonał tego, czego dokonałem ja. Byłem niepokonany w dywizji nade mną, zszedłem niżej i zostałem mistrzem.
Kocham Robbiego Lawlera. Jest mistrzem w kategorii półśredniej, ale gdy był w 185 funtach, przegrywał z takimi gośćmi jak jak Lorenz Larkin. I tak dalej. Conor McGregor – następny gość, który jest fantastycznym zawodnikiem w 145 funtach. Poszedł wyżej i przegrał z Natem Diazem, ale nie tylko z Natem Diazem – przegrał też z Josephem Duffym. Nie wiem, czy przegrał dwie walki czy trzy walki w swojej karierze, ale tak czy inaczej przegrał kilka razy w dywizji nad swoją, podczas gdy ja byłem niepokonany. Jestem gościem, który dokonał tego w dwóch dywizjach, walczył tam z sukcesami. Przegrałem tylko z Jonesem, który przez wielu uważany jest za numer jeden P4P a może nawet największego w historii sportu.
Nie wiem więc, gdzie ludzie zaczynają się w tym gubić, w moich osiągnięciach i tym, czego dokonałem w tym sporcie, ale… Trudno. Po prostu udowadniasz im, że się mylą do czasu, aż nie mogą już tego zignorować.
Gdy pokonam tego gościa 9 lipca, nie oczekuję, że będę drugi w rankingu P4P za Demetriousem Johnsonem – chcę być numerem jeden. A jeśli nie będę, ruszam w rajd po kraju, aby skopać dziennikarzom dupy.
Pierwotnie walką wieczoru gali UFC 200 miało być rewanżowe starcie Conora McGregora z Natem Diazem, ale zestawienie ostatecznie się posypało, a na zwolnione miejsce weszli Cormier i Jones. Wydawało się jednak, że sprzedaż PPV jubileuszowej gali bez udziału Irlandczyka nie osiągnie najlepszego wyniku. Wtedy jednak do gry wkroczył Brock Lesnar. Amerykański gwiazdor WWE po niespełna pięciu latach nieobecności powróci do oktagonu, mierząc się z Markiem Huntem.
Gdy o tym usłyszałem, zacząłem wszystkich wokół dopytywać. Wiadomo, dowiedziałem się od solidnego źródła – wiemy, kim jest ten gość… Na ogół wierzę temu gościowi, gdy pisze artykuły. Wie, o czym mówi.
– stwierdził Cormier, żartując sobie z Helwaniego, który jako pierwszy poinformował o powrocie Lesnara.
Ale to Brock… Więc napisałem do niego: „Hej, Brock, czy to świąteczny czas dla Cormiera?”, bo Brock Lesnar temu się równa dla sprzedaży PPV. I odpowiedział! Odpowiedział po tym, jak wyemitowano zapowiedź jego powrotu. Dostałem odpowiedź, w której napisał: „Wesołych świąt, DC”. Aż musiałem znaleźć sobie jakieś miejsce, żeby ochłonąć.
To fantastyczne. To wielkie wydarzenie. Będzie Brock Lesnar, którego można uznać za największą gwiazdę w historii UFC, oraz najważniejsza walka, jaką mogło zestawić teraz UFC. Kocham Nate’a, kocham Conora, to wielka walka, ale o co ona jest? Nie jest o pas, nie doprowadzi do pasa. To po prostu walka, którą ludzie chcą obejrzeć, bo jest atrakcją. Jeśli natomiast chodzi o mnie i Jona, to jest to najważniejsza walka, jaką UFC mogło zestawić na najważniejszej gali w historii.