Jannah Theme License is not validated, Go to the theme options page to validate the license, You need a single license for each domain name.
Technika MMAUFC

Analizy UFC 214 – Daniel Cormier vs. Jon Jones II

Szczegółowa techniczna analiza kapitalnie zapowiadającego się rewanżu Daniela Cormiera z Jonem Jonesem podczas UFC 214.

Wczesnym niedzielnym porankiem czasu polskiego w walce wieczoru gali UFC 214 w kalifornijskim Anaheim rękawice ponownie skrzyżują Daniel Cormier i Jon Jones, a stawką po raz kolejny będzie złoto kategorii półciężkiej. Różnica – w porównaniu z ich pierwszą potyczką – polega na tym, że tym razem w roli mistrza wystąpi DC, a w roli pretendenta – Bones.




Jest to już piąte zestawienie obu zawodników. Z poprzednich czterech tylko jedno doszło do skutku – w styczniu 2015 roku Jones podczas gali UFC 182 jednogłośną decyzją sędziowską wypunktował Cormiera. Pozostałe trzy próby spaliły na panewce – najpierw z powodu kontuzji Jonesa, potem Cormiera i ostatnio przez oblaną kontrolę antydopingową tego pierwszego.

Na Lowking.pl przyglądałem się już dwukrotnie pojedynkom tej dwójki. Przed ich starciem na gali UFC 182 zachęcałem do stawiania na Jonesa po ówczesnym kursie 1.61, przekonując, że taki kurs to absolutne nieporozumienie.

Wykiwaj Buka #3 – Jones vs Cormier

Z kolei przed ich niedoszłą walką na UFC 200 w lipcu zeszłego roku zdanie zmieniłem, minimalnie faworyzując Cormiera.

Analizy UFC 200 – Daniel Cormier vs. Jon Jones II

Jak zatem widzę ich konfrontację dzisiaj?

Najpierw jednak ostrzeżenie dla wszystkich, którzy mieli już okazję zapoznać się z podlinkowanymi wyżej dwoma analizami. Otóż, nie będę wymyślał koła na nowo – siłą rzeczy część elementów poruszonych w tamtych artykułach musi i będzie się powtarzać.

Mając ten przydługawy wstęp za sobą, pozwólcie, że przejdę do konkretów…

205 lbs: Daniel Cormier (19-1) vs. Jon Jones (22-1)

Obaj zawodnicy oczywiście zmienili się na przestrzeni tych 2,5 lat, które dzielą ich pierwsze starcie z sobotnim rewanżem, ale analizy ich sobotniej walki nie sposób nie rozpocząć od przyjrzenia się kluczowym elementom ich pierwszej potyczki. Zrozumienie „co tam się tak naprawdę wydarzyło”, pomoże nam podeprzeć predykcję wyniku rewanżu sensownymi – jak mniemam – argumentami. Argumentami, które oczywiście pozwolę sobie uzupełnić całą otoczką oraz skróconą analizą ich kolejnych starć.

Jones vs. Cormier I

W najogólniejszym znaczeniu – co przesądziło o zwycięstwie Jonesa? Oczywiście – przewaga kondycyjna. Skąd rzeczona przewaga kondycyjna się wzięła? Nie tylko z genetyki, rzecz jasna…

Otóż, istniały trzy główne powody, które zadecydowały o tym, że w rundach mistrzowskich to Jones dysponował nieco (podkreślam: nieco) lepszą kondycją od Cormiera.

1. Uderzenia na korpus

Jon zdawał sobie doskonale sprawę, że sam nie dysponuje petardą w pięściach, a ponadto Cormier mimo wszystko jest całkiem mobilny i nieźle porusza głową, wobec czego regularnie ostrzeliwał jego korpus na trzy różne sposoby: soczystymi krosami, kopnięciami okrężnymi oraz kopnięciami smagającymi.

GIF 1, GIF 2

Soczyste kolano na korpus i mocny lewy – o tych dwóch powyższych akcjach po walce Cormier powiedział, że odebrały mu najwięcej tlenu.

Do kopnięć okrężnych i smagających na korpus Jones potrzebował oczywiście przestrzeni – i poza drugą rundą takową przestrzeń posiadał. Wszystko dlatego, że agresję Cormiera spowalniały regularne kopnięcia na kolano, którymi straszył go Bones. W rezultacie przez większość walki – wyłączając właśnie drugą rundę – nie wywierał wystarczająco dużej presji, by uniemożliwić rywalowi zaprzęgnięcie do gry kopnięć.

2. Klincz i zapasy

Daniel Cormier notował co prawda pewne sukcesy w obszarze klinczerskim, szczególnie swoimi firmowymi podbródkowymi, ale z czasem – czyli w mistrzowskich rundach – to Jon Jones przejął inicjatywę w zwarciu – i przede wszystkim opierał się na rywalu, zmuszając go długimi fragmentami do dźwigania swojego ciężaru ciała. Jednocześnie świetnie walczył o podchwyty i zagrażał DC swoimi słynnymi dźwigniami na ręce.

GIF 3

Jon Jones próbuje wykorzystać głęboki podchwyt Daniela Cormiera ze swojej lewej strony, wykręcając rękę ówczesnego pretendenta. Na szczęście tego ostatniego jego ciało jest już śliskie od potu, a i krótkie ręce działają na jego korzyść – dzięki temu unika losu Glovera Teixeiry, któremu Bones pogruchotał ramię/bark.

Nie bez znaczenia były też nieudane próby obaleń ze strony Cormiera, który z ośmiu podejść sfinalizował tylko jedno, na niektóre – chociażby wyniesienia – poświęcając mnóstwo sił. Wszystko to na darmo.

3. Podejście Cormiera

Nie było żadnej tajemnicy w tym, że Daniel podszedł do pierwszej walki ultra-emocjonalnie. Zdenerwowanie, podniesione ciśnienie i wszelkiego rodzaju negatywne emocje na ogół są największym przeciwnikiem kondycji.

Wszystkie te elementy – oraz cała gama technik, które pierwsze dwa wymienione punkty obejmują – zadecydowały o tym, że w rundach mistrzowskich to Jonesowi zostało nieco więcej paliwa.

Piszę „nieco więcej paliwa”, bo jednym z największych mitów, jaki jest kultywowany w odniesieniu do tej walki, jest ten, wedle którego „Jon Jones zdominował / zmiażdżył / rozbił / upokorzył / zdecydowanie pokonał Daniela Cormiera”.

Pozwólcie, że posłużę się cytatem z poprzedniej analizy, w której opisywałem, dlaczego o żadnej dominacji Jonesa nad Cormierem nie może być mowy – wbrew narracji uskutecznianej od dawna przez największych fanów Bonesa – i jego samego.

Pierwsza runda była wyrównana, ale 10-9 dla Jonesa w pełni się broni – choć to Cormier zadał więcej celnych ciosów na głowę (15-13), podobnie zresztą jak w rundzie drugiej i trzeciej. Druga runda należała do pretendenta. Trzecia była piekielnie wyrównana – jeden z sędziów punktował ją dla Cormiera, podobnie jak kilku dziennikarzy. Niektórzy punktowali 10-10, inni 10-9 Jones. Można czynić argumenty na rzecz jednego bądź drugiego. Czwarta runda była zdecydowanie najlepsza w wykonaniu Jonesa, który wygrał ją pewnym i bezdyskusyjnym 10-9 – choć oczywiście ani razu nie był bliski skończenia rywala. Z kolei w ostatniej rundzie nie działo się niemal nic – punktowano ją 10-9, bo mimo wszystko to Jones zadał więcej uderzeń, dłużej wciskał Cormiera do siatki. Sam jednak był nie mniej zmęczony, nie mając sił odpalić większej ofensywy i skupiając się niemal wyłącznie na kontroli.

Poniżej sposób, w jaki można było wypunktować wszystkie rundy, nie doprowadzając do światowego skandalu:

R1: 10-9 JJ
R2: 10-9 DC
R3: 10-9 JJ, 10-10, 10-9 DC
R4: 10-9 JJ
R5: 10-9 JJ, 10-10

Tylko trzy rundy nie podlegają żadnej dyskusji. Dominacji zatem nie było. Jones zrobił więcej i wygrał zasłużenie, ale o żadnej przepaści czy różnicy klasy między oboma zawodnikami mówić nie sposób.

Tak punktowali walkę dziennikarze:

jj_dc

Jeśli nie przekonuje Was powyższe, może przekona Was to:

jj_2

To Jon Jones schodzący do narożnika po drugiej rundzie. Robił to – podnosił ręce w geście triumfu – po każdej odsłonie. Może po prostu chciał pokazać swoją wyższość nad nielubianym rywalem? A może po prostu sam był świadomy, że rundy były wyrównane, a taki gest jest dobrze odbierany przez sędziów punktujących? Sami odpowiedzcie sobie na to pytanie. Gdy będziecie to robić, miejcie na uwadze, że Greg Jackson przywiązuje wagę do najmniejszych szczegółów i to wpaja swoim podopiecznym. Wiecie, „Jon, go get some fans”.

Podsumowując, ważne, żeby zdać sobie sprawę z faktycznego przebiegu pierwszej walki, bo co i rusz słychać argumenty, wedle których Jones zlał już raz Cormiera. Znowu – kwestia interpretacji słowa „zlał”, ale… nie przesadzajmy. Zachowajmy zdrowy osąd. O żadnym laniu nie mogło być mowy.

Mając to za sobą, przyjrzyjmy się bojom, jakie od czasu potyczki z Jonesem stoczył Cormier…

Typowanie UFC 214 – Cormier vs. Jones II

Walki Daniela Cormiera z Anthonym Johnsonem, Alexandrem Gustafssonem

Od razu wyjaśnię – starcie Daniela Cormiera z Andersonem Silvą nie ma żadnego znaczenia i niczego nie dowodzi w najmniejszym choćby stopniu.

Okoliczności, w jakich do niego doszło – a więc wpadka dopingowa Jonesa i wzięcie pojedynku przez Silvę w zastępstwie, w zasadzie „z biegu”, na cztery dni przed galą – doprowadziły do tego, że Daniel nie miał w tej walce niemal nic do wygrania, za to furę do stracenia. I tak też podszedł do tematu – czyli bezpiecznie. Byle wygrać, zgarnąć chociaż część pieniędzy, które miał otrzymać za walkę z Jonesem – i zapomnieć.




Co pokazały nam natomiast potyczki Cormiera z Gustafssonem i Johnsonem? Przede wszystkim niebywałą wolę walki, zaciekłość i odporność Amerykanina, który szczególnie w konfrontacji ze Szwedem przypominał prawdziwego pitbula. Przypomnijmy, że w pierwszym starciu z Anthonym zainkasował potężny prawy cep, w rewanżu do drugiej rundy wyszedł z pogruchotanym od kopnięcia nosem, a w pojedynku z Gustafssonem znalazł się nawet na chwilę na deskach. Wszystko to przetrwał, wrócił i zwyciężył.

Zdaję sobie sprawę, że przyjął w tych trzech walkach sporo obrażeń, które mogą się „odkładać”, wpływając na jego aktualną dyspozycję, ale jestem przekonany, że progres, jaki dały mu one od strony mentalnej, jeszcze bardziej hartując jego charakter, z ogromną nawiązką rekompensują straty, jakie poniósł na zdrowiu fizycznym.

Toczenie zwycięskich wojen daje też bowiem nie lada doświadczenie, przydając jeszcze zawodnikowi pewności siebie.

Od strony technicznej Cormier potwierdził świetne wykorzystanie podbródkowych w klinczu, a także zaskakująco dobre – jak na swoje gabaryty – ciosy proste, którymi wielokrotnie, czasami w kombinacjach, był w stanie przedzierać się przez długie ręce Gustafssona, co oczywiście świetnie mu wróży na okoliczność walki z Jonesem.

Jest oczywiście jeszcze druga strona medalu… Cormier w tychże trzech wspomnianych bojach wyglądał bardzo dobrze od strony kondycyjnej – z Gustafssonem wręcz rewelacyjnie – ale… Biorąc pod uwagę jego odporność, to największym wrogiem, z jakim mierzy się w oktagonie, nie są kopnięcia czy ciosy rywali – ale zmęczenie. W walkach z Johnsonem szczególnie się nie napocił, bijąc się głównie w klinczu i w parterze na górze. Pojedynek z Gustafssonem toczył się co prawda na nogach, ale to tylko i wyłącznie Cormier nadawał mu tempo – a walcząc w swoim rytmie, nawet jeśli jest mocny i ostry, nie drenujesz baku z paliwem w tak szybkim tempie.

W konfrontacji z Jonesem będzie to natomiast wyglądało inaczej, bo, owszem, Bones będzie chciał utrzymywać dystans, ale nie będzie też panikował, jeśli Cormier przejdzie do klinczu – ba, wysoce prawdopodobne, że sam spróbuje go inicjować. A klinczerskie boje z Jonesem kosztują wiele zdrowia i energii…

Jon Jones vs. Ovince St. Preux

Pojedynek Jona Jonesa z Ovincem St. Preuxem może, ale wcale nie musi mieć większego przełożenia na sobotnie starcie tego pierwszego z Danielem Cormierem.

Przypominam bowiem, że Bones pierwotnie miał się wówczas bić z DC, a OSP wszedł na zastępstwo na trzy tygodnie przed galą. Trzy tygodnie to bardzo niewiele dla maniaków analitycznych z Jackson-Wink w Albuquerque, którzy uwielbiają totalnie rozpracowywać rywali swojego podopiecznego, aby następnie układać idealną pod niego taktykę.

Oddajmy zresztą głos w tej sprawie samemu Jonesowi, który w rozmowie z Joe Roganem opisał całą sprawę tak:

Szczegółowo analizuję wszystkich swoich rywali, dzięki czemu odnajduję ich schematy. Rozkładam na czynniki pierwsze sposoby, w jakie się odchylają, ich pierwszy ulubiony cios, drugi ulubiony cios, trzeci ulubiony cios, ich ulubione kombinacje, sposoby, w jakie ustawiają sobie obalenia, po której stronie mają głowę, gdy klinczują… Dosłownie wszystko. Wiem wszystko o każdym swoim rywalu – z której strony pójdą po obalenie, czy będą mieli głowę od środka czy na zewnątrz, jak sobie z tym poradzić. Rozgryzam wszystko – dlaczego idą po obalenie, w jakim obszarze, w jakich sytuacjach. Wszystko.

Na okoliczność analizy OSP sytuacja jednak mocno się skomplikowała… Oddajmy ponownie głos Jonowi:

Ovince St. Preux… on sam nie wie, co zrobi. Jest tak nieszablonowy… Nokautuje ludzi z dziwnych kątów, rzuca te ciosy, prawie zamyka oczy i nokautuje gości. Więc najstraszniejszą rzeczą w jego przypadku było to, że jest tak nieprzewidywalny.

I przyjmuję to tłumaczenie Jonesa. St. Preux nie jest zawodnikiem o łatwych do zdefiniowania schematach. Walczy w sposób dziwaczny.

To z pewnością mogło wyjaśniać ostrożność, z jaką do tamtej walki podszedł Jones. Również chciał rozegrać to w sposób bezpieczny, zdając sobie doskonale sprawę, że – podobnie jak później Cormier z Silvą – w tamtej walce miał niewiele do zyskania, ale bardzo dużo do stracenia.

Warto też pamiętać, że nie tylko była to jego pierwsza walka po 15-miesięcznej przerwie, ale też podszedł do niej z nową dla siebie masą mięśniową, mocno intensyfikując w drodze do niej treningi siłowe. Eksperyment powiódł się bardzo średnio, czego dowodem słowa trenera Grega Jacksona, który po walce wypalił:

Podnoszenie ciężarów to problem. Pompuje się. Teraz chcę tylko odtańczyć taniec pod tytułem „a-nie-mówiłem”.

Jak też później wyszło na jaw, w tygodniu walki amputowano nogę jego matki, która niedawno przegrała walkę z cukrzycą. Nie pozostało to bez wpływu na jego mentalność, nastawienie i koncentrację.

Innymi słowy, istniało mnóstwo czynników, na których karb złożyć można niezachwycające – ale jednak pewne zwycięstwo Jonesa z St. Preuxem.

Spotkałem się też z teorią wysnutą przez Dana Hardy’ego, który stwierdził, że Jones walczył, jak walczył, bo nie chciał pokazać zbyt wiele obserwującemu starcie spod oktagonu Cormierowi, ale… To się kompletnie kupy nie trzyma – gdyby nie chciał pokazać zbyt wiele, skończyłby OSP jak najszybciej, a nie bił się z nim przez 25 minut, siłą rzeczy odsłaniając masę kart.

Od strony technicznej kluczowym elementem były kopnięcia na kolano w wykonaniu Jonesa, którymi z obu pozycji i z obu nóg regularnie smagał rywala, wielokrotnie trafiając czysto. Nie muszę wyjaśniać, jak na i tak podchodzącego do rywala z ogromnym respektem – a tak podchodził do Jonesa OSP, za cel stawiając sobie niemal wyłącznie przetrwanie – zawodnika działają tego rodzaju techniki. Okrutnie zniechęcają do podejmowania jakichkolwiek działań zaczepnych.

Daniel Cormier vs. Jon Jones II

Przejdźmy teraz do kluczowych elementów, jakie należy wziąć pod uwagę przy okazji oceny technicznego potencjału obu zawodników oraz wszelkich okoliczności związanych z sobotnią walką.

Odwrotna i klasyczna pozycja Jonesa

Nie będę silił się na oryginalność – rozpocznę od elementu, który uznałem za kluczowy przy okazji poprzedniej analizy (niedoszłego) pojedynku Cormiera z Jonesem.

Umiejętność walki z obu pozycji to gargantuiczny atut Bonesa, który dodaje jego oktagonowej grze niebywałej głębi, czyniąc jego poczynania ofensywne piekielnie trudnymi do rozczytania i regularnie wytrącając z rytmu rywali – inaczej walczy się bowiem przeciwko zawodnikowi ustawionemu klasycznie, a inaczej przeciwko temu w pozycji odwrotnej. Dlatego jego rywale muszą regularnie dostrajać swoją taktykę do zmian ustawienia Jonesa.

Rzecz jednak w tym, że Jones ustawiony odwrotnie i Jones ustawiony klasycznie to dwaj różni zawodnicy. Różnice widać zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Przyjrzyjmy się tematowi bliżej, bo może mieć on duże znaczenie w konfrontacji Jonesa z Cormierem.

Atak

Jeśli chodzi o ofensywę wyprowadzaną przez Bonesa w podziale na ustawienie klasyczne i odwrotne, to wspólny element jest jeden – kopnięcia na kolano. Z obu pozycji Jones potrafi atakować obiema nogami. Tutaj więc różnicy nie ma żadnej – jakkolwiek nie byłby ustawiony, musisz liczyć się z kopnięciami na kolano wyprowadzanymi z obu stron.

Reszta jednak mocno się różni. W pozycji klasycznej Jones niezwykle rzadko w ostatnich latach korzysta z jakichkolwiek technik pięściarskich – skupia się przede wszystkim na technikach nożnych, a w szczególności obrotówce na korpus oraz frontalu na głowę. Oczywiście raz na ruski rok zaatakuje jakimś lewym sierpem czy – jeszcze rzadziej – prostym, lowkingiem, kopnięciem okrężnym na korpus lub głowę czy kolanem z doskoku, ale naprawdę dzieje się tak od wielkiego dzwona. Klasyczna pozycja oznacza w ofensywie obrotowe kopnięcie na schaby albo frontal na głowę.

Inaczej ma się sprawa z pozycją odwrotną. Tutaj – poza wspomnianymi kopnięciami na kolano – w ruch Jones wprawia też chętnie ręce, przede wszystkim w postaci długich krosów (bądź ciasnych sierpowych) na głowę lub korpus, często zamarkowanych zejściem po nogi. Jego zakroczna noga jest też aktywniejsza – chętniej kopie lowkingi, a ponadto ochoczo miesza okrężne kopnięcia na korpus z tymi na głowę.

GIF 4, GIF 5, GIF 6

Powyżej zdecydowanie najczęściej stosowana przez Jonesa technika z odwrotnej pozycji – Jones zachodzi wykroczną nogę rywala, prawą ręką dotyka jego wykrocznej nogi, markując jej podebranie, a zamiast tego wystrzeliwuje z długim krosem bądź ciasnym sierpem na głowę lub korpus. Cormier miał z tą techniką sporo problemów.

GIF 7, GIF 8

Jones to piekielnie cwana i przebiegła bestia. Na pierwszym przykładzie „uczy” Cormiera schematu – „patrzę na sekundę w bok, potem strzelam krosem na twoją głowę”. Później widzimy nieudane obalenie, ale nie w tym rzecz, bo chwilę potem (drugi przykład) Jones ponownie spogląda na milisekundę w lewo, sugerując, że znów wystrzeli z no-look punchem. I jeszcze raz robi to samo, ponownie na chwilę spoglądając w bok – ale tym razem zamiast krosa wyprowadza okrężne (ciasne – więc szybsze) kopnięcie na głowę!

GIF 9

Najlepsze podsumowanie ofensywy Jona Jonesa z odwrotnej pozycji – kopnięcie na głowę, kopnięcie na kolano, kros, kros po prawym. A to nie wszystko!

Inne jest też podejście Jonesa do kontr w zależności od ustawienia. Oczywiście nie jest on zawodnikiem szczególnie często kontrującym – ba, robi to bardzo, bardzo rzadko, co też stanowi cenną informację dla jego oponentów – ale jeśli już to czyni, to z odwrotnej pozycji.

Najważniejsza różnica – i absolutnie kluczowa dla tejże analizy – tkwi jednak w defensywie Jonesa w podziale na pozycję klasyczną i odwrotną. A mianowicie pomimo tego, iż na początku swojej kariery bił się przede wszystkim w ustawieniu praworęcznym, to obecnie znacznie łatwiej dosięgnąć go ciosami właśnie w tejże pozycji klasycznej. O ile z odwrotnej bardzo dobrze kontroluje dystans, potrafiąc albo szybko odejść, albo zainicjować klincz w odpowiedzi na szarże rywala, to w klasycznej wygląda to znacznie gorzej – ma wyraźne problemy z wyczuciem dystansu, nie jest tak lotny na nogach. A elementy te mają kluczowe znaczenie dla jego obrony, bo opiera ją właśnie przede wszystkim na kontroli dystansu – czy to długimi, wyprostowanymi często rękami, czy też pracą na nogach.

GIF 10, GIF 11

Boks – szczególnie z klasycznej pozycji – to jeden z największych mankamentów Jonesa. Na pierwszej akcji obaj zawodnicy trafiają jabem, co biorąc pod uwagę różnice w gabarytach, jest wręcz niedopuszczalne. Następnie Jon próbuje zmieniać pozycję na klasyczną w odwrocie, inkasując jeszcze dobrego prawego w kombinacji.

Na drugim przykładzie Cormier trafia próbującego nurkować – ustawionego klasycznie – rywala krótkim lewym.

GIF 12

Po rozerwaniu klinczu Jones ustawia się w klasycznej pozycji, inkasując następnie dwa sierpy od nacierającego rywala.

Zwrócę jednak uwagę na notoryczne opuszczenie głowy po krosie – nie będę w szoku, jeśli Cormier trenował wiele podbródkowych z przedniej ręki…

Tak czy inaczej, bardzo ważną rolę w planie na walkę Cormiera powinny odegrać narzędzia umożliwiające mu zmuszenie Jonesa do zmiany pozycji na klasyczną – wtedy bowiem łatwiej go dopaść. Najprostsze z nich to oczywiście…

Lowkingi Cormiera

W pierwszym pojedynku DC nieszczególnie chętnie okopywał wykroczną nogę rywala. Na przestrzeni pięciu rund spróbował łącznie 16 razy, 7 razy trafiając. Jeśli jednak Jones walczył będzie z pozycji odwrotnej, warto zmusić go do przejścia na klasyczną właśnie za pomocą niskich kopnięć – w bronieniu których Jones nie jest zresztą żadnym ekspertem. Dla przypomnienia: OSP trafił 16/24 lowkingi, Gustafsson – 14/19, Belfort – 5/5, Evans – 16/20, Jackson – 5/5.

Ponadto jeśli przysłuchamy się narożnikowi Cormiera w przerwie między pierwszą i drugą rundą, to trener Javier Mendez prosił go właśnie o dwie rzeczy: „lowkicki” i „kąty”. Nie było w tym oczywiście żadnego przypadku, bo od dawna właśnie to niskie kopnięcia uważa się za jedną z najskuteczniejszych broni w starciu z Jonesem.

GIF 13, GIF 14

Powyżej dwa przykłady z pierwszej walki, gdy Cormier trafia odwrotnie ustawionego Jonesa soczystymi wewnętrznymi lowkingami. Długonogi Jon, często mocno opierający się na tej wykrocznej, nie jest w stanie ani w porę jej poderwać, ani w porę jej cofnąć.

GIF 15, GIF 16

Dwa kolejny przykłady ataków niskimi kopnięciami w wykonaniu Cormiera. Pierwszy nie trafia czysto, ale Jonesowi i tak się to nie podoba, wobec czego rewanżuje się rywalowi własny lowem.

Drugi przykład z kolei dowodzi, że naprawdę okopując wykroczną prawą nogę Jonesa, można zmusić go do zmiany pozycji – czyli chronienia jej. W tej akcji bowiem Cormier trafia soczyście, a chwilę potem Bones ustawia się już klasycznie (gif jest nieco ucięty).

Tym niemniej, jeśli mówimy o niskich kopnięciach – wliczając w nie również te na kolano, to…

Kontuzje Cormiera a kopnięcia na kolano Jonesa

Daniel Cormier od dawna ma problemy z kolanami, a wieść gminna niesie, że jego więzadła, chrząstki i łąkotka znajdują się w opłakanym stanie, co zresztą mogą częściowo potwierdzać jego wypowiedzi, w których twierdził, że pod nóż zamierza pójść dopiero po zakończeniu kariery, bo teraz nie ma na to czasu – po operacji musiałby bowiem pauzować przez wiele miesięcy.

Czy wobec tego DC ma w ogóle wystarczająco sprawne nogi, aby terroryzować Jonesa lowkingami i nie nabawić się jakiegoś urazu? A jeśli nawet ma i jeśli nawet będzie w stanie unikać możliwych – choć nieszczególnie prawdopodobnych – kontr Bonesa, to… Cały czas będzie o jednego soczystego i dobrze trafionego oblique kicka (kopnięcia na kolano) od przegranej.

GIF 17, GIF 18

Przykłady kopnięć na kolano z odwrotnej pozycji w wykonaniu Jonesa – zwracam uwagę, że nie są one wyprowadzane frontalnie, jak robi to wielu innych, ale z boku, co nadaje im dodatkowej mocy. Na drugim przykładzie widzimy zresztą też, jak Jon miesza je z kopnięciami na głowę.

Nie jest przypadkiem, że Jones w wywiadach przed galą przebąkiwał właśnie o fatalnym stanie kolan Cormiera. A kopnięcia w to właśnie miejsce, w których przecież jest absolutnym mistrzem – i to, przypominam, z obu nóg z obu pozycji! – stanowią ogromne zagrożenie dla mistrza. Przypominam, że Quinton Jackson na okoliczność walki z Jonesem nie miał tak pogruchotanych kolan, a jednak Bones wysłał go jednym z kopnięć na operację.

GIF 19

Po tym kopnięciu Quinton Jackson stracił jakąkolwiek ochotę do walki, chwilę potem klepiąc duszenie. Zainkasował je akurat wtedy, gdy jego noga była wyprostowana, co miało opłakane skutki.

O ile zatem lowkingi Cormiera stanowić mogą przede wszystkim środek na zmuszenie Jonesa do walki z klasycznej pozycji, to kopnięcia na kolano tego ostatniego stanowić mogą rozstrzygający element pojedynku.

Nie jest oczywiście tak, że nie da się przed oblique kickami bronić.

GIF 20, GIF 21

Jeśli bowiem atakujący zawodnik przestrzeli – jak powyżej Jones – lub zostanie zblokowany – jak powyżej jeden z pierwszych speców w tej dziedzinie, Brandon Vera – jest narażony na kontry. Powyżej Cormier karci Jonesa, Mauricio Rua – Verę.

Oczywiście jednak takie skrócenie dystansu w momencie wyprowadzania kopnięcia na kolano, jakie widzimy powyżej u DC, jest piekielnie ryzykowne, bo opieranie ciężaru ciała na atakowanej nodze może skończyć się kontuzją. Szczegółowo kopnięciom na kolano przyjrzałem się swego czasu w artykule poniżej, więc zainteresowanych zagłębieniem się w temat zapraszam tutaj:

Kopnięcie na kolano – czy zabronić?

Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do tematu częstych zmian pozycji przez Jonesa…

Atakuj w momencie, gdy zmienia pozycję!

Otóż, warto przysłuchać się, co Daniel Cormier mówił podczas pojedynku Jona Jonesa z Ovincem St. Preuxem, którego był komentatorem. Zapytany przez Joego Rogana, co poleciłby zrobić OSP, powiedział jasno:

Atakuj w momencie, gdy Jon zmienia pozycję.

I ma to oczywiście pełne uzasadnienie. Zawodnicy, którzy często zmieniają pozycję – a takim właśnie jest Jones – przez ten ułamek sekundy, gdy dostosowują nogi, przestawiając je z jednego ustawienia na drugie, są szczególnie narażeni na ataki.

GIF 22

Powyżej bodaj najsłynniejszy w MMA przykład niedbałej zmiany pozycji – Anderson Silva zmienia ustawienie na klasyczne, ale wszystko to robi, pozostając w zasięgu rażenia Chrisa Weidmana. Amerykanin trafia nieprzygotowanego na atak Brazylijczyka lewym, co staje się początkiem końca Pająka.

Oczywiście o dopadnięcie Bonesa w tzw. „stanie przejściowym” między pozycją klasyczną i odwrotną łatwo nie będzie, bo ten uwielbia wówczas prostować swoje długie ramiona, upewniając się, że rywal nagle nie doskoczy z uderzeniami – ale nie jest to jednak regułą. Czasami się zapomina i wtedy Cormier musi wykorzystać to właśnie niewielkie okno czasowe, aby pokarać narażonego wówczas na ataki Jonesa – choćby i lowkingami milisekundę po zakończeniu procesu zmiany pozycji przez Bonesa. Zresztą – już w pierwszej walce podejmował takowe próby ataków zaraz po zmianie pozycji rywala.

GIF 23, GIF 24

Na pierwszym przykładzie Cormier próbuje atakować bezpośrednim lewym krosem. Jones odrobinę się cofa, aby spokojnie zmienić ustawienie na klasyczne, ale ledwie to czyni, od razu doskakuje Daniel, serią ciosów – dwóch celnych – posyłając Bonesa na siatkę.

Podobnie wygląda to na drugim przykładzie. Gdy tylko Jones zmienia ustawienie na mańkuta, rzuca się na niego z lewicą Cormier. Tym razem jednak Jones nie próbuje nurkować pod ciosami, zamiast tego prawicę przyklejając do twarzy, lewicą dystansując i oddalając się.

Zapasy i klincz

Podskórnie czuję – i nie ja jeden zapewne – że ponownie, podobnie jak w pierwszym pojedynku, walka w zwarciu na nogach może mieć kapitalne znaczenie dla jej rezultatu. Powód jest prosty – obaj zawodnicy preferują różne dystanse walki, ale ten preferowany przez Cormiera jest nieszczególnie trudny do zneutralizowania.

Przechodząc zaś do konkretów. Jones chce walczyć na dystansie kickbokserskim, gdzie dzięki długim kończynom może smagać Cormiera, nie będąc smaganym przez niego. Cormier z kolei chce walki w półdystansie, gdzie posiada szybsze ręce, uderza mocniej – i nawet zagrożenie ze strony łokci i kolan Jonesa nie stanowi dla niego większego problemu. Rzecz w tym, że jeśli Daniel przedrze się do półdystansu, Jon najpewniej albo spróbuje go odepchnąć, albo właśnie „przytulić”.

Oto kilka kluczowych czynników, które mogą zadecydować o tym, jak w zwarciu będą radzić sobie obaj zawodnicy.

Podbródkowe Cormiera i ataki na korpus

Ciosy podbródkowe prawicą, podczas gdy lewa na ogół kontroluje głowę rywala, już od jakiegoś czasu są firmówką Cormiera. W pierwszej walce z Jonesem wielokrotnie trafiał w takich właśnie sytuacjach, sprawiając w ten sposób byłemu mistrzowi sporo problemów. Ba, dokładał też ataki na korpus, które mogą okazać się na wagę złota w rewanżu.

GIF 25, GIF 26

Na pierwszym przykładzie Jones skraca dystans, próbując chwytać tajski uchwyt, aby odpalić kolana, ale inkasuje soczysty hak na korpus oraz podbródkowy na głowę. Na drugim przykładzie Jones odpala krosa, a potem wpada w zwarcie – w drodze jednak przyjmuje podbródkowego, potem starając się już chować głowę, wieszając się na Cormierze – inkasuje jednak jeszcze mocnego prawego na korpus.

GIF 27, GIF 28

W pierwszym starciu Daniel uwielbiał ściągać rywala za kark, częstując go serią krótkiego podbródkowego z krótkim sierpem.

W początkowym etapie walki Daniel notował sporo sukcesów w tym obszarze, ale z czasem Jon zaczął właśnie wieszać się na nim, chroniąc głowę jak na GIFie 26. Standardowo też starał się wykluczać rękę rywala.

Taka taktyka w rewanżu może oczywiście pomóc Jonowi w neutralizacji podbródkowych Cormiera, ale…

Obalenia w wykonaniu Cormiera

… ale może narażać Jonesa na obalenia, szczególnie na otwartej przestrzeni, gdzie nie ma za sobą siatki.

GIF 29

Cormier ma podwójny podchwyt i idzie po swoje firmowe wewnętrzne haczenie, ale gabaryty Jonesa, odległość, jaka dzieli go od jego nóg, stanowią ogromne utrudnienie. Później próbuje wycięcia i na chwilę przewraca Jona, choć ten szybko wstaje.




Jak pisałem już wcześniej, mistrz w pierwszej potyczce próbował obalać Jona na wiele różnych sposobów – zejściem do jednej nogi, haczeniami, wyniesieniami – bez powodzenia. Jeśli jednak Jones w obronie przed podbródkowymi będzie wieszał się nad Cormierem w otwartej przestrzeni, szansa na przewrócenie go przez mistrza odrobinę wzrośnie.

Rzecz oczywiście w tym, by DC zachowywał się jak na chain-wrestlera przystało – a więc nie tylko starannie wybierał odpowiednie momenty na obalenia, nie tylko mieszał je, przechodząc od jednego do drugiego, ale też szybko rezygnował, gdy nie będzie szans ich sfinalizowania. W przeciwnym bowiem razie znów straci wiele sił na nieudane próby, które doprowadzą nie tylko do tego, że mocno spadnie jego pasek z energią, ale też pewności siebie mu one nie przydadzą.

Jeśli zaś mowa o obaleniach z głębokiego klinczu, to…

Dźwignie na ręce Jonesa

Starcie z Jonesem jest o tyle trudne, że złapanie głębokiego podchwytu jeszcze absolutnie nic nie musi oznaczać. Nawet bowiem w takich sytuacjach Bones nie jest w najmniejszym stopniu bezbronny – ba, jest piekielnie niebezpieczny!

GIF 30

Powyżej Jones uszkadza ramię/bark Teixeiry.

A jak wygląda rzeczona technika w wykonaniu innych?

GIF 31

Frank Mir poddaje Pete’a Williamsa w 2002 roku.

Gilbert Burns okrutnie wykręca rękę Andreasowi Stahlowi.

Innymi słowy, Cormier musi pozostać cały czas czujny w klinczerskich bojach z Jonesem, bo ten dysponuje niebezpiecznym arsenałem w każdym dystansie, w jakim toczy się pojedynek.

Nie tylko jednak na tego rodzaju ataki Cormier będzie musiał uważać.

Gilotyny Jonesa

W pierwszej walce Bones próbował kilka razy gilotyn w odpowiedzi na zapaśnicze zapędy Cormiera – i skutecznie w ten sposób je stopował, raz nawet będąc bliskim dopięcia duszenia.

O ile złapanie w gilotynę zawodnika o budowie Daniela Cormiera, u którego szyi niewiele, łatwe z pewnością nie będzie, to możemy być pewni, że Jones spróbuje wykorzystać do tego każdą nadarzającą się okazje – jego gilotyny bowiem są prawdziwie mordercze.

Parter

Przyznam szczerze, że trudno wyobrazić mi sobie scenariusz, w którym jeden z zawodników spędza na plecach więcej niż 10-20 sekund. Obaj potrafią kapitalnie wracać na nogi, obu piekielnie trudno ułożyć na plecach – dość powiedzieć, że jeszcze nikomu z ich poprzednich rywali się to nie udało.

Od strony BJJ prawdopodobnie Jones – ze swoimi długimi kończynami i mocnym treningiem w tym właśnie obszarze w ostatnich miesiącach – jest nieco sprawniejszy, ale czy na tyle, by poskręcać DC? Może szlifował jakieś dźwignie na nogi, dzięki którym wykorzystałby słabe więzadła w kolanach Cormiera? Poza tym jednak nie sądzę, aby którykolwiek z nich był w stanie skończyć drugiego na dole – pod warunkiem, że ofiara nie zostanie wcześniej jakoś solidnie naruszona/kontuzjowana na nogach.

Porozmawiajmy teraz na chwilę o czynnikach około-oktagonowych, mających odrobinę mniej wspólnego z samą techniką walki, ale jednak również niezwykle ważnych w kontekście sobotniej batalii.

Analizy UFC 214 – Tyron Woodley vs. Demian Maia

Czynniki około-oktagonowe

Jest ich oczywiście cała masa, ale pozwólcie, że skupię się na tych, które moim zdaniem mogą mieć największe znaczenie.

Sparingpartnerzy Daniela Cormiera

Przed pierwszą walką głównym sparingpartnerem Cormiera był Luke Rockhold, podczas gdy Jones pościągał amerykańską elitę zapaśniczą.

Po porażce DC nie ukrywał, że bardzo doskwierał mu brak kontuzjowanego Caina Velasqueza w trakcie przygotowań. Twierdził, że nie miał go kto dociążać i być może dlatego tak mocno osłabł w rundach mistrzowskich.

Przed szykowaną na UFC 200 (niedoszłą) walką Cormier miał już do dyspozycji Velasqueza, ale nie tylko – ściągnął też bowiem hiszpańskiego kickboksera Franka Munoza, który miał naśladować stójkowe popisy Jonesa.

Jak zaś wyglądała sytuacja w trakcie obecnego obozu przygotowawczego? Brak tutaj jednoznacznej odpowiedzi, ale gdyby zebrać w całość wszystkie doniesienia, nagrania, zdjęcia, to wyłoniłby się niezbyt korzystny dla Cormiera obraz. Zdaniem bowiem chociażby Ariela Helwaniego Cain Velasquez nadal nie jest w pełni sprawny, wobec czego – wbrew publikowanym tu i ówdzie zdjęciom – najprawdopodobniej nie brał czynnego udziału w przygotowaniach DC. Poniżej zresztą zdjęcie z rzekomo całą ekipą, z jaką szlifował umiejętności Cormier:

https://www.instagram.com/p/BWwCBdOhjin/

Sam Jon Jones zabrał nawet głos w temacie, mówiąc przed kilkoma dniami tak:

Jestem gotowy postawić dom na to, że wymyśli jakąś wymówkę albo powód porażki. Mam przyjaciół, którzy śledzą media społecznościowe i mówią mi, że zarówno Luke Rockhold, jak i Cain Velasquez byli kontuzjowani i nie trenowali dużo. Mam szczerą nadzieję, że nie będzie z tego robił wymówki.

Luke Rockhold niby bowiem jest już w pełni zdrów, ale nie dość, że ostatnimi czasy sporo wojażował po innych klubach – głównie u Henriego Hoofta – to jeszcze sam zaznaczał w niedawnych wywiadach, że w maju nie był jeszcze w dobrej kondycji zdrowotnej, borykając się z kontuzją kolana.

Nie musi to wszytko oczywiście jeszcze niczego oznaczać, bo niewykluczone, że inni koledzy solidnie dociążyli Cormiera, a w stójce na pewno lepszym zawodnikiem od Rockholda jest wspomnianym kickbokser Munoz, który był również obecny podczas aktualnego obozu – ale mimo wszystko jest to pewną niewiadomą. Podobnie zresztą jak…

Obowiązki medialne Cormiera

Daniel Cormier pracuje dla telewizji FOX, a wieść gminna niesie, że na jeszcze na miesiąc przed walką regularnie znajdował się w rozjazdach, wożąc ze sobą jednego z trenerów i utrzymując formę w hotelach. Jeśli w istocie tak było, jego przygotowania mogą dawać wiele do myślenia.

Z drugiej natomiast strony – DC to stary lis, który doskonale zdaje sobie sprawę, jakiego rodzaju wyzwanie przed nim stoi. Czy rzeczywiście byłby w stanie podejść do tematu rewanżu tak lekceważąco?




USADA

Nie lekceważyłbym tej kwestii w najmniejszym stopniu. Daniel Cormier już trzykrotnie toczył boje pod nadzorem Amerykańskiej Agencji Antydopingowej (USADA), w tym także ten 5-rundowy z Alexandrem Gustafssonem, w którym wyglądał bardzo dobrze od strony kondycyjnej.

Jones natomiast pod kuratelą USADA bił się tylko raz, tocząc przeciętny pojedynek z będącym po 3-tygodniowym obozie przygotowawczym Ovincem St. Preuxem. Oczywiście, jak wyjaśniałem wcześniej, starcie z OSP było z wielu względów mocno skomplikowane, ale – było jednak jednym z najsłabszych w karierze Jonesa.

I teraz przechodzimy płynnie do wpadki dopingowej Jona Jonesa, wokół której pojawiło się tyle półprawd i przeinaczeń, że głowa mała. Nie mam co prawda ani czasu, ani chęci rozpisywać się szczegółowo na temat masy kłamstw, jakich dopuścił się Bones i jego obóz podczas zeznawania przez panelem arbitrażowym, ale na dobry początek odsyłam tutaj. Następnie odsyłam do archiwalnych tweetów użytkownika „dimspace”, który podczas rzeczonego przesłuchania punkt po punkcie wymieniał mniejsze i większe kłamstewka Jonesa.

W skrócie – Jones apelował o skrócenie kary, motywując to niewiedzą. Takowe skrócone kary otrzymali wcześniej między innymi Tim Means czy Yoel Romero, który ma tego samego agenta – Malkiego Kawę – co Bones. Jon otrzymał jednak maksymalny możliwy wyrok rocznego zawieszenia. I nie było w tym żadnego przypadku.

Innymi słowy, chcę przez to powiedzieć, że za znacznie bardziej prawdopodobny scenariusz uznaję ten, w którym Jones rzeczywiście brał przed UFC 200, a jego głupkowate historie o tabletkach na potencję nie mają poparcia w faktach. Ma to o tyle znaczenie, że teraz najprawdopodobniej musiał odstawić wszelkie zabronione używki, bo kolejna wpadka mogłaby przekreślić jego karierę. Jak natomiast działa na zawodnika odstawienie „wspomagania”? Otóż, nie tylko wpływa na jego możliwości fizyczne, ale też przede wszystkim na jego mentalność i pewność siebie.

Podsumowując – Jones pozostaje jeszcze „niesprawdzony” w erze USADA. To będzie jego pierwszy prawdziwy test.

Przerwa od walki Jonesa – wady i zalety

W ciągu 2,5 lat Bones walczył tylko jeden jedyny raz – ze wspomnianym St. Preuxem. Było to niemal dokładnie 15 miesięcy temu. To długa przerwa. Oktagonowa rdza w jego poczynaniach, szczególnie na początku walki – a początek pojedynku może mieć kluczowe znaczenie mentalne dla obu zawodników – może być jak najbardziej widoczna.

Z drugiej zaś strony, taka długa przerwa ma też oczywiście pewne zalety. Biorąc bowiem pod uwagę, że Jones nadal wydaje się być zawodnikiem, który się rozwija, to w ciągu 15 miesięcy jak najbardziej mógł nauczyć się nowych umiejętności, poprawić inne i załatać kilka luk w swojej grze. Może w rezultacie ponownie stanowić w pewnym stopniu zaskoczenie dla Cormiera – na pewno nie tak wielkie, jakim był przed pierwszą walką, ale, powtarzam, 15 miesięcy to dużo czasu na opanowanie nowych trików.

Wyprostowane palce

Palce w oczy to, mówiąc pół żartem, pół serio, główna broń dystansująca Jonesa, ale pod nowymi zasadami – już niedozwolona.

GIF 32

Jeśli Cormier ma choć trochę oleju w głowie – a jestem pewien, że ma i wykorzysta wszystko, co będzie dało się wykorzystać, aby pokonać Jonesa – to będzie mocno protestował przy okazji każdej sytuacji, w której Jon wyprostuje palce – po to, aby uczulić sędziego i w jakimś stopniu sfrustrować też rywala.

A skoro mowa o sędziach…

John McCarthy czy Herb Dean

Na trzy dni przed walką nadal nie wiadomo, kogo wybierze na sędziego Stanowa Komisja Sportowa w Kalifornii. Tym niemniej, wydaje się, że wybór zostanie dokonany pomiędzy Herbem Deanem i Johnem McCarthym.

Może mieć to spore znaczenie, bo Cormier zdecydowanie preferowałby McCarthy’ego, natomiast Jones – Deana.

DC uważa bowiem, że sędziujący ich pierwsze starcie Herb był zbyt bierny, pozwalając zbyt często na to, aby Jones wciskał go do siatki, nie wyprowadzając żadnej ofensywy.

Z kolei Jones niespecjalnie przepada za władczym sposobem sędziowania McCarthy’ego, twierdząc, że czuje od niego „złą energię”.

Na moment pisania tych słów nie wiadomo, kto będzie miał najlepszy widok na rewanżowy bój Cormiera z Jonesem, ale jeśli będzie to jednak John McCarthy, pozwólcie, że przytaczając fragment poprzedniej analizy, wyjaśnię, dlaczego będzie to z korzyścią dla aktualnego mistrza.

1. John McCarthy rządzi i dzieli

Jones przyznał, że czuje u McCarthy’ego „złą energię”. Wierzę mu. Uważam, że bierze się to przede wszystkim z autorytarnego podejścia McCarthy’ego do sędziowania walk, co, nawiasem mówiąc, również i mnie się nie podoba. McCarthy jest w oktagone władczy i zachowuje się jak dowódca. Mówi podniesionym tonem, wydaje się nie znosić sprzeciwu. Samcowi alfa, jakim jest Jones, może to nie odpowiadać. Nie będzie mu to odpowiadać. Wyjdzie jak do walki dwóch na jednego, mając naprzeciwko siebie Cormiera i McCarthy’ego. To nie może być dla niego korzystne psychicznie.

2. John McCarthy nie lubi bierności

Big John lubi, gdy w oktagonie wiele się dzieje. Często przerywa klincz, jeśli jego zdaniem nie dzieje się tam wystarczająco wiele. Oznacza to, że Jones może zapomnieć o uwieszaniu się na Cormierze i po prostu kontrolowaniu go pod siatką. Będzie to znacznie trudniejsze, bo McCarthy takie akcje będzie najprawdopodobniej przerywał.

3. John McCarthy jest przeczulony na punkcie otwartych dłoni

Wiadomo, o co chodzi. McCarthy strofuje zawodników nie tylko wtedy, gdy włożą rywalowi palce w oczy, ale nawet gdy tylko trzymają otwartą dłoń. A w ten sposób bardzo, bardzo często walczy Jon Jones. Albo to zmieni (nowość dla Jonesa, a nowość oznacza niewiadome), albo będzie strofowany przez McCarthy’ego, co z pewnością będzie go frustrowało – a uczucie frustracji w oktagonie nic dobrego nie zwiastuje.

Waga Daniela Cormiera

Przy okazji ostatniej walki Cormier nie zrobił wagi, decydując się na oszustwo, aby wypełnić limit. Podchodzę jednak do tego tematu z dużą rezerwą w kontekście rewanżu z Jonesem. Uważam bowiem, że tamte problemy wagowe były w głównej mierze podyktowane nie żadnymi czynnikami zdrowotnymi, ale brakiem motywacji. Takowej na rewanż z Jonesem mu nie zabraknie.

Podsumowanie i typ

Jak wspominałem i jak starałem się pokazać powyżej, istnieje cała masa zmiennych, które mogą w ogromnym stopniu zadecydować o wyniku rewanżowej konfrontacji Daniela Cormiera z Jonem Jonesem. Oczywiście, „na papierze” jedne są ważniejsze, inne mniej ważne – i znaczenie tych ostatnich, choćby nie wiem, jak wiele ich było, może zostać całkowicie zniwelowane przez, powiedzmy, „gabaryty Jonesa” lub „kontuzje Cormiera”. I w drugą stronę, być może „oktagonowa rdza Jonesa” albo „USADA” przeważą szalę zwycięstwa na korzyść DC.

Nie będę ukrywał, że szanse w pojedynku rozkładam niemal 50-50 i w najmniejszym stopniu nie zdziwi mnie zwycięstwo żadnego z zawodników. Ba, nie będę nawet szczególnie zaskoczony, jeśli Jones wygra to wyraźnie – nawet wyraźniej niż pierwsze starcie, które, powtarzam, żadną dominacją nie było.

Cormier będzie robił co w jego mocy, aby wywierać ostrą presję, co zresztą od wielu, wielu miesięcy zapowiada, przekonując, że będzie non stop „siedział” na Jonesie. Ma to oczywiście doskonałe uzasadnienie, bo w dystansie kickbokserskim – poza lowkingami – nie ma w zasadzie nic na Bonesa, podczas gdy sam będzie musiał piekielnie uważać na rozmaite kopnięcia ze strony pretendenta. Wspomnianym lowkingami spróbuje „przestawiać” rywala na klasyczne ustawienie, w którym jego defensywa wygląda o wiele słabiej. Reprezentant AKA dysponuje bardzo niedocenianym jabem, którym wielokrotnie przedzierał się przez defensywą Jonesa i Gustafssona, a którym to ustawiał ich obu pod mocne krosy i dłuższe kombinacje – i nie inaczej będzie tym razem. Jeśli walka wejdzie w klincz – a najpewniej wejdzie – DC będzie próbował zrobić sobie miejsce na swoje podbródkowe i prawdopodobnie chętniej niż w pierwszym starciu zaatakuje długi, odsłonięty korpus Jonesa, by – gdy nadarzy się okazja – poszukać sprowadzenia. Przypominam, że w pierwszych trzech rundach o żadnej klinczerskiej dominacji Bonesa nie mogło być mowy – bywał przestawiany na siatce, inkasował ciosy. Jeśli więc teraz Cormier nie padnie kondycyjnie po trzech rundach, nadal może stawiać mocny klinczerski opór.

GIF 33, GIF 34

Jones nie jest najszybszym zawodnikiem, podczas gdy Cormier całkiem nieźle operuje prostymi. Dodatkowo, Bones nie z tych, którzy podnoszą gardę w odwrocie, a i mistrzem kontry nie jest, co prowadzi do takich sytuacji jak ta na drugim przykładzie – Cormier bezkarnie szturmuje, a jego ciosy dochodzą, choć oczywiście na końcach pięści brak już mocy – ale to Jones traci więcej sił na wycofywaniu się.

Z kolei także i taktyka Jonesa w ogólnym zarysie nie jest sekretem. Rozbijanie Cormiera z dystansu szerokim wachlarzem kopnięć, głównie na kolana, atakowanie krosem po zamarkowaniu obalenia, próby kontrujących kolan bądź łokci w odpowiedzi na skracanie dystansu przez rywala. Klincz? Powtórka z rozrywki – neutralizowanie podbródkowych, kontrolowanie jednej kończyny, wieszanie się na Danielu, okolicznościowe próby obaleń, łokcie i kolana.

Tym niemniej podtrzymuję swój typ sprzed ich niedoszłego pojedynku na UFC 200, gdzie minimalnie skłaniałem się w kierunku Cormiera. Co bowiem wydarzyło się od tamtego czasu?

W skrócie – Cormier zestarzał się o rok, pokonał Silvę i Johnsona, nabawił się nowej kontuzji (pachwina). Jones? Został złapany na dopingu – nie żadnych tabletkach na potencję, ale na dopingu – i pauzował przez kolejne 12 miesięcy, kilka pierwszych trenując z minimalnym obciążeniem – jeśli w ogóle. Innymi słowy – w ogólny rozrachunku wydarzenia z ostatniego roku w żaden sposób nie mogły przekonać mnie do tego, bym zmienił zdanie. Wpadka dopingowa Jonesa to bowiem kluczowy czynnik, który z dużą nawiązką niweluje kontuzję Cormiera.




Czy jednak uniosę wysoko brew, jeśli to Jones ponownie wyjdzie z oktagonu z tarczą? Ni cholery. Tym niemniej…

Zwycięzca: Daniel Cormier przez decyzję

*****

Analizy UFC 214 – Tyron Woodley vs. Demian Maia

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button