Jannah Theme License is not validated, Go to the theme options page to validate the license, You need a single license for each domain name.
UFC

UFC on FOX 24 – wyniki i relacja

Wyniki i relacja na żywo z gali UFC on FOX 24 – Johnson vs. Reis w Kansas.

W walce wieczoru gali UFC on FOX 24 w Kansas Demetrious Johnson (26-2-1) rozbił w pył i ostatecznie poddał Wilsona Reisa (22-6-1), broniąc pasa mistrzowskiego kategorii muszej.




W pierwszej rundzie Reis nie miał nic do powiedzenia. Starał się wywierać presję, atakować, ale jego ciosy pruły powietrze, a po obaleniach mistrz błyskawicznie wstawał. Johnson natomiast krążył po łuku, kapitalnie kontrolując dystans i krótkimi prostymi oraz kopnięciami kąsając wyraźnie wolniejszego rywala.

Druga runda była bliźniaczo podobna – Reis nadal chaotycznie napierał, pudłując raz za razem i inkasując masę uderzeń, głównie krosem z klasycznej pozycji, od zgrabnie tańczącego wokół niego mistrza – z tą różnicą, że końcówce Johnson posłał pretendenta na deski soczystym kolanem na korpus, po którym rzucił się z młotkami na dobicie. Brazylijczyk przetrwał jednak do końcowej syreny.

W trzeciej odsłonie gra toczyła się ponownie do jednej bramki, a porozbijany Reis coraz częściej próbował wciągać Johnsona do gardy. Ten jednak zapraszał go na nogi, tam obijając szybkimi ciosami czy mocnymi kopnięciami okrężnymi na korpus. W końcu jednak zszedł za Brazylijczykiem do parteru, totalnie go dominując, obijając i ostatecznie fundując mu pierwszą w karierze porażkę przez poddanie – a konkretnie balachę.

W ten sposób Amerykanin wyrównał rekord dziesięciu obron pasa mistrzowskiego należący do Andersona Silvy.

W co-main evencie Rose Namajunas (5-3) udusiła Michelle Waterson (14-5).

Waterson rozpoczęła walkę od soczystych kopnięć na kolano, w które wplotłą też kopnięcia na głowę. W zwarciu efektownym rzutem za głowę i rękę rzuciła rywalką, ale ta kapitalnie wykorzystała okazję, zajmując jej plecy. Z czasem Waterson odzyskała gardę pod siatką, ale tam, szukając tak lubianej przez siebie balachy z pleców, zainkasowała kilka srogich uderzeń z góry. Zdołała jednak w końcówce rundy wstać, choć mocno już porozbijana. Na nogach ponownie zdzieliła Namajunas soczystymi kopnięciami na kolano, przyjmując kilka uderzeń w odpowiedzi i ponownie kończąc na plecach po udanym obaleniu rywalki.

Początek drugiej odsłony to kolejne ataki na kolano w wykonaniu Waterson, które sprawiały sporo problemów Namajunas. W końcu jednak karatecka natura reprezentantki Jackson-Wink MMA zaprowadziła ją na manowce. Po jednej z wymian w półdystansie odchodziła od rywalki bokiem, zupełnie nie trzymając gardy – skończyło się potężnym kopnięciem na głowę, którym Namajunas posłała ją na deski.

Młoda zawodniczka rzuciła się z dobitką, ale Waterson przetrwała. W kotłowaninie w parterze Namajunas zdołała jednak zajść jej za plecy, błyskawicznie zapinając duszenie. Waterson próbowała zrywać uchwyt, ale nic z tego nie wyszło i zmuszona była odklepać.

Po zwycięstwie Namajunas wyraziła gotowość do pójścia w tany ze zwyciężczynią walki Joanna Jędrzejczyk vs. Jessica Andrade, która odbędzie się w maju na UFC 211.

Robert Whittaker (18-4) rozmontował bez żadnych problemów Ronaldo Jacare Souzę (24-5-1) podczas gali UFC on FOX 24 w Kansas.

Souza od początku wywarł delikatną presję, starając się zamknąć Whittakera na siatce. Ten jednak stosował sporo fejków, trafiając mocnym lewym sierpowym. Brazylijczyk poszedł po obalenie, ale bez powodzenia. Na dystansie zainkasował dwa lewe – prosty i sierpowy. Spróbował zamachowego prawego, ale przestrzelił. Półtorej minuty po rozpoczęciu walki w końcu przyszpilił Australijczyka do siatki, szukając okazji do obalenia. Przewrócił go, ale Whittkar kapitalnie wstał. Brazylijczyk jednak nadal trzymał się go jak rzep, w końcu znów kładąc go na plecach. Młodzian jednak od razu wił się jak szalony, próbując wrócić na nogi – i udało się. Souza zaczął ciężko oddychać. Zainkasował dwa lewe Whittakera. Ten krążył przy siatce, polując na bezpośredni lewy sierp lub kombinację, którą kończył takim właśnie ciosem. Trafił prostym. Zainkasował jednak dwa mocne prawe sierpy w kontrze, ale utrzymał się na nogach. Jego szybki jab zaczął raz za razem rozbijać twarz Souzy. Dołożył frontala na korpus, potem soczystego haka. Następnie swoimi firmowymi lewymi sierpowymi zakończył dwie kombinacje, w końcówce przyciskając i zmuszając Brazylijczyka do odwrotu.

Już w pierwszych sekundach drugiej rundy Whittaker kombinacją 1-2 posłał Jacare na deski, rzucając się za nim z dobitką. Jednym z ciosów odłączył Brazylijczyka, ale ten błyskawicznie się ocknął, próbując wciągnąć Australijczyka do gardy.

Ten jednak wycofał się, pozwalając Souze wstać. Na nogach zdzielił go potężnym podbródkowym, potem kopnięciem na głowę, którym uwielbia kończyć kombinację. Brazylijczyk słaniał się na nogach pod siatką, ale z czasem odzyskał błędnik. Dostał kolejnym lewym sierpowym. Potem lewym prostym. Minęła połowa rundy. Whittaker trafił potężnym lewym ponownie, a następnie znów zakończył kombinację kopnięciem na głowę, okrutnie wstrząsając rywalem. Dopadł ledwie żywego Jacare z ciosami, ten przewrócił się, a Australijczyk rzucił się za nim, aby skończyć walkę. Po kilku ciosach i łokciach sędzia uznał, że nie ma to dalej sensu!

Dla Whittakera jest to już szóste zwycięstwo z rzędu w kategorii średniej. Po walce przypomniał, że swego czasu miał się bić z Michaelem Bispingiem, który wówczas wycofał się z pojedynku z powodu kontuzji.

W starciu otwierającym kartę główną Renato Moicano Carneiro (11-0-1) uzyskał przychylność dwóch z trzech sędziów punktowych, pokonując Jeremy’ego Stephensa (25-14).

Moicano rozpoczął pojedynek doskonale – terroryzował wykroczną nogę Stephensa, nie dając się zamykać pod siatką dzięki dużej mobilności. Jednocześnie bardzo dobrze trzymał dystans, wobec czego szukający potężnych bomb Amerykanin raz z razem pruł powietrze, nie dosięgając szczęki rywala. Stephens sam zaczął atakować lowkingami, a chroniąc wykroczną nogę, zmieniał nawet pozycję a odwrotną. Na półtorej minuty przed końcem Brazylijczyk dobrym wejściem w nogi położył go na plecach, szybko przechodząc do półgardy. Tam jednak Stephens złapał kimurę i choć nie był w stanie jej wyciągnąć dotrwał w tej pozycji do końca rundy.

Na początku drugiej rundy to Stephens poszukał obalenia, ale bez sukcesu. Na nogach schowany za podwójną gardą Brazylijczyk poszukiwał pojedynczych prostych, choć stracił trochę na aktywności, podczas gdy Amerykanin podkręcił tempo, kilka razy zamykając rywala na siatce. Moicano wrócił do okopywania nóg rywala. Stephens jednak cały czas napierał, niewiele sobie z tego robiąc. Miał jednak problemy z przedarciem się przez defensywę gościa z Brazylii. Moicano trafił kilkoma dobrymi prostymi, przypominając sobie o pracy na nogach. Swoje sukcesy notował też Amerykanin, ale z ostrych wymian w półdystansie to Brazylijczyk wychodził obronną ręką. Potężne prawe sierpowe raz za razem pruły powietrze, nie dosięgając głowy Moicano. Stephens irytował się coraz bardziej – także z uwagi na salwowanie się sprintem przez Brazylijczyka w chwilach zagrożenia.

Po pierwszych wymianach w ostatniej rundzie – lepiej wyszedł z nich Moicano – Brazylijczyk przewrócił Amerykanina, trafiając do jego gardy. Stephens zdołał jednak po kilkudziesięciu sekundach wstać, inkasując jeszcze kilka krótkich uderzeń. Na nogach próbował ustawić sobie ruchliwego rywala lewym, by następnie ponowić prawym. Szukał też niskich kopnięć i ataków na korpus. Brazylijczyk odpowiadał pojedynczym lewym, w sytuacjach zagrożenia chwytając klincz bądź salwując się ucieczką. Jego ofensywa mocno jednak spadła. Skupiał się niemal wyłącznie na defensywie. W kocu trafił dwoma dobrymi prostymi.

Stephens szarżował już z pełnym impetem, ale choć kilka razy dosięgnął szczęki rywala, miał generalnie spore problemy z przedzieraniem się przez jego defensywę. Pozostawał jednak bez porównania aktywniejszym zawodnikiem. W końcówce obaj wdali się w ostrą wymianę, z której lepiej wyszedł Moicano.

Sędziowie ostatecznie niejednogłośnie wypunktowali walkę na korzyść Brazylijczyka, który w ten sposób odnosi trzecią z rzędu wygraną w oktagonie. Stephens natomiast po raz drugi z kolei kończy na tarczy.

W wyróżnionej walce karty wstępnej gali UFC on FOX 24 Alexander Volkov (28-6) pewnie wypunktował Roy’a Nelsona (22-14).

Amerykanin od początku walki czaił się na prawy sierpowy oraz obalenia, podczas gdy Rosjanin próbował trzymać go na dystans pojedynczymi prostymi i kopnięciami. W połowie rundy Nelson zdołał wreszcie pod siatką przewrócić Volkova, ale prawie do samego końca rundy mocował się z nim o ustabilizowanie pozycji. Na kilkanaście sekund przed końcem sędzia podniósł obu zawodników, oceniając, że Amerykanin nie był wystarczająco aktywny. Volkov ruszył do ostrego natarcia, serią ciosów rzucając rywala na siatkę. Tam rozpuścił ręce i kolana, próbując skończyć Nelsona – ten jednak pomimo tego, że zainkasował sporo uderzeń, niewiele sobie z nich robiąc, odpowiadał od czasu do czasu sierpami, które wstrząsały Rosjaninem.

W drugiej rundzie Nelson był już mocno zmęczony – spróbował bowiem na początku dwóch nieudanych obaleń, tracąc na nie sporo sił. Na nogach natomiast był regularnie ostrzeliwany przez lewy prosty i kopnięcia na korpus w wykonaniu Volkova, niewiele sobie jednak z nich robiąc. Sam odpowiadał tylko z rzadka, choć kilka razy dosięgnął jednak szczęki wysokiego Rosjanina. Ten jednak zniósł uderzenia bez zastrzeżeń.

Trzecia runda również należała do Rosjanina. Niby Amerykanin cały czas za nim człapał, starając się wywierać presję, ale Volkov dobrze krążył przy siatce, będąc bardzo mobilnym, a jednocześnie obijając Nelsona prostymi, kopnięciami oraz kombinacjami. Amerykanin polował na jeden rozstrzygający cios, ale, potwornie już zmęczony, nie był w stanie go znaleźć.

Punktowi nie mieli wątpliwości, jednogłośnie zgodnie wskazując na Rosjanina w stosunku 30-27.

Miał swoje chwile słabości, ale Tom Duquesnoy (15-1) rozpoczął przygodę z UFC od zwycięstwa, efektownie nokautując Patricka Williamsa (8-5).

23-letni Francuz rozpoczął walkę agresywnie, wywierając ostrą presję. Williams starał się odpowiadać krótkimi szarżami, krążąc przy siatce. Po minucie ostrym wejściem w nogi przewrócił Francuza, ale ten szybko wstał. Na nogach kontynuował wywieranie presji, ale nie był szczególnie aktywny w wyprowadzaniu uderzeń – to Amerykanin częściej próbował opędzać się od niego krótkimi szarżami. Williams znów na chwilę przewrócił Duquesnoy’a, ale ten ponownie szybko wrócił na nogi, znów ostro atakując. Nadział się jednak na mocnym sierp rywala, padając na deski. Błyskawicznie jednak się pozbierał, kontynuując ataki – szczególnie upodobał sobie wchodzenie w dystans z potężnymi kolanami, w klinczu odpalając też łokcie. Jednym z podbródkowych posłał Amerykanina na deski.

Williams był już potwornie zmęczony ciągłą presją oraz terrorem, jakiego doświadczył jego korpus. W ostatniej sekundzie Duquesnoy rozpuścił srogie łokcie pod siatką, posyłając ledwie żywego Williamsa kapitalną kombinacją na deski.

Na początku drugiej rundy Amerykanin postawił wszystko na jedną kartę, rzucając szalone sierpy – i jeden z nich nawet mocno wstrząsnął niegrzeszącym w tej walce defensywą Francuzem. Ten jednak szybko doszedł do siebie, trafił potężnym kopnięciem na korpus, łapiąc potem klincz, w którym ponownie odpalił kapitalne łokcie. Williams padł na deski, zamroczony, Duquesnoy doskoczył z jeszcze jednym uderzeniem z góry i było po sprawie.

Pierwsza odsłona walki Rashida Magomedova (20-2) z Bobbym Greenem (23-8) była bardzo wyrównana. W stójce co prawda Magomedov prezentował się lepiej, trafiając kilkoma ślicznymi kontrami, ale i Green miał swoje momenty, szczególnie gdy atakował kombinacjami kończonymi lowkingami. Amerykanin spędził też sporo czasu, męcząc Rosjanina przy siatce, gdzie walczył o obalenie – bez powodzenia.

Pierwsza połowa drugiej rundy należała zdecydowanie do Magomedova, który wyraźnie złapał wiatr w żagle, krótkimi kombinacjami w kontrach i w ataku obijając głowę i korpus rywala. Dokładał do nich też kopnięcia na każdej wysokości z wykrocznej nogi. Jednym z ciosów rozbił nawet łuk brwiowy Greena, ale ten zasugerował, że Rosjanin trafił palcem w oko, na co sędzia dał się nabrać, ostrzegając go, że następnym razem odejmie mu punkt. Amerykanin próbował obalać, ale bez powodzenia. W końcówce dagestański Góral ponownie podkręcił tempo, trafiając jeszcze kilkoma ciosami i soczystym kopnięciem na korpus.

Trzecia odsłona była bardziej wyrównana, choć nadal to Magomedov trafiał nieco częściej. Green odpłacał mu jednak pojedynczymi prostymi na korpus, lewymi sierpowymi w kontrze czy kopnięciami na kolano.

Ostatecznie sędziowie niejednogłośnie wskazali na Rashida Magomedova, który wraca na zwycięską ścieżkę po porażce z Beneilde Dariushem, jednocześnie fundując Bobby’emu Greenowi trzecią porażkę z rzędu.

W pierwszej rundzie walki z Louisem Smolką (11-3) Tim Elliott (13-7-1) narzucił mordercze tempo, od początku do końca siedząc na rywalu. Częściej trafiał w stójce, zanotował kilka obaleń i obronną ręką wychodził z większości szalonych kulanek. Jedynie w końcówce Hawajczyk miał swoje chwile, zachodząc rywalowi za plecy i tam rozpuszczając ręce.

Druga runda ponownie pełna była niesamowitych kotłowanin, w których obaj zawodnicy raz za razem polowali na poddania – najczęściej gilotyny – demonstrując jednak świetną defensywę. To jednak Elliott dyktował warunki, dominując w płaszczyźnie zapaśniczej i przez większość czasu utrzymując dogodną pozycję na górze w parterze – choć trzeba oddać Hawajczykowi, że kapitalnie doprowadzał do kotłowanin, dzięki którym przenosił walkę na nogi.

Trzecia odsłona była bliźniaczo podobna do drugiej – Elliott efektownie przewracał Smolkę, szukał podania i uderzeń, Smolka torował sobie drogę na nogi, zagrażając też rywalowi duszeniami.

Wszyscy sędziowie zgodnie wypunktowali walkę w stosunku 30-27 dla Elliotta, który podnosi się po porażce z Demetriousem Johnsonem w walce o pas, jednocześnie serwując Smolce już trzecią z rzędu porażkę.

Aljamain Sterling (13-2) rozpoczął walkę z Augusto Mendesem (6-2) lepiej, krążąc przy siatce i stamtąd kąsając rywala krótkimi szarżami. Pokusił się nawet o obalenia, ale wkrótce walka wróciła na nogi. Tam Brazylijczyk szybką kombinacją posłał Amerykanina na deski, próbując następnie nieudanej gilotyny.

W kotłowaninach parterowych ponownie spróbował gilotyny, ale znów nic z tego nie wyszło.

Druga odsłona należała wyraźnie do Sterlinga, który w jej pierwszej fazie wyraźnie przeważał w stójce, swoich chaotycznym, rwanym stylem sprawiając wiele problemów mniejszemu Mendesowi – trzymał go na dystans kopnięciami, atakował krótkimi kombinacjami. Obaj przez jakiś czas mocowali się w klinczu, ale końcówka ponownie należała do Amerykanina, który trafił kilkoma ciosami, notując też obalenie.

W trzeciej odsłonie mocno już zmęczony Brazylijczyk robił, co mógł, aby odwrócić losy walki, ale ani nie był w stanie przewrócić Sterlinga, ani też mocno naruszyć go w stójce. Jednak i Amerykanin opadł już nieco z sił, nie będąc w stanie chaotycznymi chwilami uderzeniami skończyć słaniającego się na nogach w końcówce pojedynku rywala.

Ostatecznie wszyscy sędziowie wskazali na Sterlinga, który przerywa czarną serię dwóch porażek.

Jake Collier (10-4) miał przewagę w stójce, trafiając częściej, ale nie potrafił utrzymać walki na dystans, regularnie – także z uwagi na zamiłowanie do obrotowych technik – wpadając w klincz, gdzie to Devin Clarke (8-1) rozdawał karty, przewracając rywala, kontrolując i obijając z góry.

Ostatecznie sędziowie nie mieli żadnych wątpliwości, jednogłośnie wskazując na Clarke’a, który wygrywa drugi pojedynek z rzędu.

Anthony Smith (27-12) powrócił z dalekiej podróży, w trzeciej rundzie nokautując Andrewa Sancheza (9-3).




W pierwszej rundzie obaj zawodnicy średni mieli swoje momenty na nogach, ale to Sanchez trafiał częściej – szczególnie w kontrach po długich ciosach rywala, który wpadał z nimi w półdystans. Sanchez zaliczył też udane obalenie, choć szybko został przetoczony.

Druga runda jednak toczyła się już pod wyraźne dyktando Sancheza – szybkimi kontrami karał pozostającego w miejscu po wyprowadzanych atakach, wolniejszego rywala, a połowę rundy spędził na górze, kontrolując i obijając go uderzeniami.

W trzeciej odsłonie Smith wprowadził jednak konieczne poprawki, tym razem starając się za wszelką cenę utrzymywać dystans. Wybronił kilka pierwszych prób zapaśniczych rywala, wyraźnie nabierając wiatru w żagle i trafiając coraz częściej – a jednocześnie tym razem nie wpadając już w półdystans. Walkę rozstrzygnął długą kombinacją, którą zmusił Sancheza do panicznego cofania się prosto na siatkę z opuszczoną gardą – tam odpalił potężne kopnięcie, które kolanem trafiło prosto w głowę próbującego odpowiadać ciosami rywala. Kilka młotków z góry i było po sprawie!

Dla Smitha jest to drugie z rzędu zwycięstwo w oktagonie – i drugie przez nokaut.

Zak Cummings (21-5) nie dał żadnych szans Nathanowi Coy’owi (15-7). Prezentował się lepiej w stójce, gdzie kilka razy szybkimi kombinacjami zdzielił rywala, by następnie – gdy ten w końcu zdecydował się w końcówce pierwszej rundy poszukać swoich szans w płaszczyźnie zapaśniczej – zapiąć piekielnie ciasne duszenie, którym, przy zatrważającej bierności sędziego, uśpił Coy’a.

To dla Cummingsa drugie z rzędu i czwarte w ostatnich pięciu występach zwycięstwo.

W pojedynku otwierającym galę lepsza w płaszczyźnie bokserskiej i udanie broniąca obaleń Ketlan Vieira (8-0) obroniła nieskazitelny rekord, wypunktowując jednogłośnie Ashlee Evans-Smith (5-2).




Wyniki UFC on FOX 24

Walka wieczoru

125 lbs: Demetrious Johnson (26-2-1) pok. Wilsona Reisa (22-7-1) przez poddanie (balacha), R3,4:49

Karta główna

115 lbs: Rose Namajunas (6-3) pok. Michelle Waterson (14-5) przez poddanie (RNC), R2, 2:47
185 lbs: Robert Whittaker (18-4) pok. Ronaldo Souzę (24-5-1) przez TKO (uderzenia), R2, 3:28
145 lbs: Renato Carneiro (11-0-1) pok. Jeremy’ego Stephensa (25-15) niejednogłośną decyzją (2 x 29-28, 28-29)

Karta wstępna

265 lbs: Alexander Volkov (28-6) pok. Roy’a Nelsona (22-14) jednogłośną decyzją (3 x 30-27)
135 lbs: Tom Duquesnoy (15-1) pok. Patricka Williamsa (8-5) przez KO (łokcie), R2, 0:28
155 lbs: Rashid Magomedov (20-2) pok. Bobby’ego Greena (23-8) niejednogłośną decyzją (2 x 29-28, 28-29)
125 lbs: Tim Elliott (14-7-1) pok. Louisa Smolkę (11-4) jednogłośną decyzją (3 x 30-27)

Karta UFC Fight Pass

135 lbs: Aljamain Sterling (13-2) pok. Augusto Mendesa (6-2) jednogłośną decyzją (3 x 29-28)
205 lbs: Devin Clarke (8-1) pok. Jake’a Colliera (10-4) jednogłośną decyzją (2 x 30-27, 30-26)
185 lbs: Anthony Smith (27-12) pok. Andrewa Sancheza (9-3) przez KO (kopnięcie na głowę), R3, 3:52
170 lbs: Zak Cummings (21-5) pok. Nathana Coy’a (15-7) przez poddanie (gilotyna), R1, 4:21
135 lbs: Ketlan Vieira (8-0) pok. Ashlee Evans-Smith (5-2) jednogłośną decyzja (2 x 29-28, 30-27)

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button