Jannah Theme License is not validated, Go to the theme options page to validate the license, You need a single license for each domain name.
UFC

UFC on Fuel TV 9 – co zapamiętamy?

Pozbawiona oryginalnie zestawionej i szlagierowo zapowiadającej się walki wieczoru gala UFC on Fuel TV 9 przeszła do historii. Obfitowała w kilka interesujących starć, nokauty i poddania.

Jakie wydarzenia i postacie z sobotniej gali zapamiętamy na dłużej?

Agresja, charyzma, elegancja – Conor McGregor

Nie ulega wątpliwości, że ledwie 24-letni Conor McGregor okazał się największym objawieniem gali UFC on Fuel TV 9 – przynajmniej dla tych, którzy nie śledzili jego dotychczasowej kariery. Pozostali, którzy mieli okazję wcześniej oglądać go już na placu boju, oczekiwali raczej potwierdzenia swoich oczekiwań co do ogromnego talentu irlandzkiego zawodnika – i trzeba przyznać, że Conor McGregor postawił na nich bardzo mocny stempel, udowadniając, że może w UFC zajść bardzo daleko.

Irlandczyk nie ustrzegł się kilku ciosów solidnego Marcusa Brimage’a i o ile wybredni dostrzegą w tym niedostatki McGregora, to jego fani spojrzą na to z innej strony, uzyskując potwierdzenie, że Conor dysponuje bardzo mocną szczęką. Niewykluczone, że prawda leży gdzieś po środku, bowiem Amerykanin nie jest raczej zawodnikiem słynącym z atomowych ciosów – dość wspomnieć, że Jimy Hettes przyjął znacznie więcej mocnych ciosów od Marcusa niż McGregor, a również nie dało się zaobserwować, by choć odrobinę go one zamroczyły.

McGregor vs Brimage McGregor vs Brimage
Na pierwszej animacji Conor McGregor doskonale kontruje krótkim lewym nacierającego rywala, schodząc do lewej strony. Na kolejnym doskonale trafia Brimage’a kombinację lewy podbródkowy – prawy sierp.

Uwagę musiała przykuć doskonała praca nóg Irlandczyka oraz luz, z którym podszedł do walki – zupełnie jakby w podobnej sytuacji znajdował się co tydzień. Kapitalne schodzenie z linii ciosów Amerykanina, doskonałe kontry, kapitalna ofensywa. Błyskawicznie też Irlandczyk wyczuł Amerykanina, co może świadczyć o niebywałym IQ walki – już po pierwszej szarży Brimage’a (w pierwszych sekundach walki – nie ma jej na gifach) McGregor wiedział, jak go ubić, dostrzegając, że Amerykanin przy swoich szarżach bardzo mocno pochyla głowę do przodu, eksponując szczękę. Przy kolejnej próbie ataku w wykonaniu Brimage’a z nisko pochyloną głową, dosłownie sekundę po tym, jak „odsłonił karty”, został już skarcony kolanem Irlandczyka (4:56 w pierwszej rundzie), który całą walkę rozwiązał kapitalnymi podbródkowymi, wykorzystując luki w defensywie rywala. Luki, które dostrzegł w trzeciej sekundzie trwania pojedynku.

McGregor vs Brimage McGregor vs Brimage
Pierwszy obrazek to McGregor trafiający frontalnym kopnięciem. Na drugim kapitalna kombinacja, po której dobił Brimage’a w parterze.

Jeśli do nieprzeciętnych umiejętności sportowych, którymi bez wątpienia dysponuje McGregor, dołożymy aurę charyzmy, którą roztacza wokół siebie swoim zachowaniem, wyglądem i tym, co oraz jak mówi, to nie będzie wiele przesady w stwierdzeniu, że walczący chętnie zarówno w wadze piórkowej, jak i lekkiej Conor McGregor zapowiada się na gwiazdę światowego formatu. Z całą pewnością wymaga jeszcze kilku szlifów, co nie zmienia faktu, że jak na tak młodego zawodnika prezentuje się wybornie. Interesującą kwestią będzie dobieranie przeciwników dla Irlandczyka – jak długo (czy) UFC będzie zestawiać go z zawodnikami preferującymi wymiany stójkowe? Jeśli The Notorious będzie wygrywał, w końcu bowiem trafi na doskonałego zapaśnika i prawdopodobnie dopiero takie starcie okaże się dla niego najtrudniejszym testem.

W zależności od tego, jak podejdzie do tego UFC, niewykluczone, że kolejnym przeciwnikiem dla McGregora mogą zastać zwycięzca pojedynku Nik Lentz vs Hacran Dias lub też starcia Dennis Bermudez vs Max Holloway. Potyczki z Diego Brandao czy Dustinem Poirierem również zapowiadałyby się arcyciekawie. Niewykluczone jednak, że Irlandczyk dostanie jakiegoś zawodnika ze środki dywizji, coby jeszcze bardziej „opakować” go w chwałę i rozgłos przed ostatecznym sprawdzianem.

Stójkowe lay and pray

Powyższymi słowami Gegard Mousasi podsumował swój występ przeciwko Ilirowi Latifiemu, w którym Dreamcatcher kompletnie zdemolował twarz Szweda lewym prostym. Cały pojedynek musiał budzić skojarzenia z drugą walką Georgesa Saint-Pierre’a z Joshem Koscheckiem, w której Kanadyjczyk lewy prosty uczynił swoją główną bronią, demolując oko Amerykanina.

Opinie po walce Mousasiego są podzielone – część obserwatorów pozostaje pod ogromnym wrażeniem doskonałej precyzji w piekielnie szybko bitych lewych prostych oraz poprawionych defensywnych zapasów Ormianina, podkreślając, że odniósł on przekonywujące zwycięstwo, walcząc na pełnym luzie i to jeszcze z poważną kontuzją kolana. Po drugiej stronie barykady natomiast inni dezawuują to wszystko, podnosząc fakt, że Ilir Latifi nie dość, że dowiedział się o walce ledwie cztery dni wcześniej, to jeszcze jest zawodnikiem ze zdecydowanie niższej półki, co prowadzić ma do wniosku, że faworyt rozczarował, nie będąc w stanie skończyć Szweda. Kto ma rację?

Mousasi vs Latifi Mousasi vs Latifi
Na pierwszym obrazku Gegard kłuje Latifiego lewym, by potem przyjąć najmocniejszy w całej walce prawy sierp od Szweda. Na drugim gifie Ormianin kłuje jabem mocno zakrwawionego rywala, unikając kontry.

Powiedzmy tak – kapitalny lewy prosty Ormianina (prawdopodobnie najlepszy w całej dywizji półciężkiej UFC, jeden z najlepszych w całej organizacji) jest znany od dawna. Mousasi wielokrotnie korzystał z tej broni w swoich wcześniejszych walkach, ale jako że odwoływał się też do wielu innych technik, niewielu obserwatorów zwracało na jego ciosy proste większą uwagę – tym razem jednak nie dało się tego nie odnotować, bo Gegard uczynił z tej szalenie skutecznej w swoim wykonaniu techniki główne narzędzie destrukcji, karcące wszelkie ofensywne zapędy Szweda. Kapitalna szybkość, wyczucie dystansu, umiejętne wykorzystanie przewagi zasięgu, siła i luz przy wyprowadzaniu ciosu – wszystko to towarzyszyło jabom Ormianina, które zniszczyły nadzieje Szweda na zwycięstwo, nieustannie wywierając nań presję. Latifi trafił co prawda kilkoma mocnymi cepami, ale Mousasi w swojej bogatej karierze jeszcze nigdy nie został zamroczony, nie wspominając o nierealnym, jak się może w jego przypadku wydawać, knockdownie czy knockoucie, więc i te ciosy Szweda nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia.

Co zaś się tyczy defensywnych zapasów – Mousasi poprawę pod tym względem zademonstrował już w pojedynku z Ovincem St. Preux i wczorajsza walka stanowiła tylko potwierdzenie tego progresu. Wszystko oczywiście z wzięciem poprawki na to, że ani Latifi, ani St. Preux nie należą do najlepszych pod słońcem zapaśników.

Mousasi vs Latifi Mousasi vs Latifi
Mousasi tym razem zaprzęga do działania prawy prosty, po którym trafia jeszcze lewym. Na drugim obrazku uderza swoim firmowym up-kickiem w samej końcówce pojedynku.

Biorąc pod uwagę wszystko powyższe oraz przede wszystkim poważną kontuzję Ormianina, wydaje się, że zrobił dokładnie to, co sobie zaplanował, ani razu nie będąc w najmniejszych choćby tarapatach. W mistrzowski sposób zademonstrował, co można zdziałać lewym prostym w MMA. Dokonał tego w swoim stylu – nonszalancko, od niechcenia, myślami będąc już przy wieczornym myciu zębów. Alistair Overeem powinien codziennie dokładnie studiować te trzy rundy pojedynku Mousasi vs Latifi, by podłapać coś z czasami bardzo bolesnej, przynajmniej w jego wykonaniu, sztuki upokarzania rywali w oktagonie.

Jeśli chodzi o przyszłość Ormianina, to gdzieś na horyzoncie na pewno majaczy jeszcze niedoszła sobotnia potyczka z Alexandrem Gustafssonem, ale zwycięzca starcia Mauricio Shogun Rua vs Rogerio Nogueira, a także Phil Davis (jeśli pokona Vinny’ego Magalhaesa) oraz Wanderlei Silva byliby dla niego ciekawymi zawodnikami do skonfrontowania się w kolejnym występie – choć dla Axe Murderera, z którym łączy Ormianina już jakaś wojenna historia, to starcie mogłoby okazać się bardzo bolesne. Z drugiej jednak strony – i z Brianem Stannem spisywany był na pożarcie, więc..

Inni, kopnięcia na kolano, kontuzje

Ross Pearson po początkowych problemach z dobrze walczącym w klinczu – nazwisko zobowiązuje – Ryanem Couturem znokautował Amerykanina bardzo ładną kombinacją bokserską i nie przeszkodziła mu w tym nawet złamana/skręcona przed walką stopa.

Pearson vs Couture
Ross Pearson przypuszcza ostateczną szarżę na Ryana Couture’a i nokautuje Amerykanina

Szalenie interesujące widowisko zaprezentowali Brad Pickett i Mike Easton, którzy zgarnęli bonus za walkę wieczoru. Zwycięzcą zasłużenie okazał się Anglik, który udanie przeplatał kombinacje bokserskie obaleniami, co sztuką było nie lada, bowiem nikt wcześniej w UFC nie zdołał położyć na plecach Amerykanina. Pickett powinien wrócić teraz do walki o najwyższe cele.

Diego Brandao metodycznie pracując nad Pablo Garzą w parterze, w końcu go zdusił, a Reza Madadi po kapitalnym boju i powrocie z piekieł – notującego drugą porażkę z rzędu Michaela Johnsona.

Adlan Amagov zaprezentował przebogaty arsenał kopnięć, pokonując na punkty Chrisa Spanga, a Michael Kuiper doskonałe defensywne zapasy, kapitalne judo oraz odrobinę nieuwagi, którą przypłacił porażką z Tomem Lawlorem.

Amagov vs Spang
Próbka umiejętności Amagova – jeśli trafiłby rywala, zamiast pruć powietrze, byłby to kandydat do nokautu roku.

Warto zwrócić uwagę na coraz częstsze wykorzystanie w oktagonie kopnięć na kolano, z których słyną przede wszystkim zawodnicy trenujący pod okiem Grega Jacksona. Bez wdawania się w ocenę tej techniki w tym momencie, trzeba podkreślić, że odpowiednio wykorzystana, może siać prawdziwy zamęt w głowie rywala i z całą pewnością jej obecność w oktagonie będzie coraz częstsza.

Musimy też dziękować Bogu, że o kontuzjach Gegarda Mousasiego i Rossa Pearsona nie dowiedzieli się eksperci ze szwedzkiego związku MMA, bo zapewne nie zostaliby dopuszczeni do walki. Przykład Alexandra Gustafssona dobitnie pokazuje, jakie konsekwencje grożą nieroztropnym zawodnikom, gdy za wszelką cenę uchylający im nieba lekarze dowiedzą się o najdrobniejszym choćby uszczerbku na zdrowiu rzeczonych fighterów.

A Ty, Czytelniku, z czego przede wszystkim zapamiętasz galę UFC on Fuel TV 9?

fot. Martin McNeil / MMAFighting.com

Powiązane artykuły

Komentarze: 5

  1. Latifiego określano solidnym półciężkim będącym poza UFC. Gegard rozprawił się z nim bez najmniejszych problemów. Jeżeli solidnego zawodnika rozpracował jedną ręką robiąc to w dość flegmatycznym stylu, to musi to świadczyć o potencjale jaki w Mousasim drzemie i „jeżeli będzie mu się chciało” to z pewnością czołówka wagi półciężkiej o owym potencjale się boleśnie przekona.

    Co do Pearsona, to mimo problemów zdrowotnych i próby zneutralizowania bokserskiej przewagi przez Ryana poprzez klincz, zaprezentował się bardzo dobrze. Ross jest bardzo przyjemnym do oglądania zawodnikiem i jestem jego coraz większym fanem. Boksersko kontrolował tę walkę i pomimo małej mobilności trafiał pojedynczymi ciosami nie podpalając się i czekając na odpowiednią okazję, która nadeszła.

    Conor z pewnością zaimponował swoim pracodawcom, przez co będzie pewnie ważnym punktem gal odbywających się na wyspach brytyjskich. Styl w jakim wygrał musiał imponować wszystkim.

    Brad Pickett jest również jednym z zawodników których oglądanie sprawia niesamowitą przyjemność. O ile jest on znany ze swoich stójkowych umiejętności, to w UFC już kilka razy udowodnił, że jest sprawnym parterowcem, Minusem moim zdaniem były próby tych wszystkich ciosów podbródkowych, których było dużo, a większość przestrzelona znacznie.

  2. Zgadzam się odnośnie Mousasiego – nie widzę żadnego fragmentu w ciągu wczorajszych 15 minut, który mógłby świadczyć o tym, że jakkolwiek się cofnął w rozwoju. Zwłaszcza biorąc pod uwagę kontuzję, o której mam nadzieję, dowiemy się niebawem więcej. Jeśli to znów coś z więzadłami, to oby jednak Ormianin nie podzielił losu Shoguna..

    Pickett faktycznie podpalał się momentami za bardzo, momentami jak w walce z Winelandem – ale też m.in. dzięki temu ta walka byłe efektowna.

  3. Szkoda mi trochę Michaela Johnsona – jak nie przepadałem za nim w TUFie, tak z walki na walkę w UFC zaczął mi się coraz bardziej podobać. Szkoda, że jego obrona przed obaleniami jest dość słaba – samą stójką niewiele zdziała. Ale to efektownie walczący zawodnik, więc Dana na pewno go nie wywali (przynajmniej jeszcze nie).

    Mousasi wyglądał jak by mu się nie chcialo walczyć – a mimo tego zdemolował Szweda. Sam nie wiem, czy mu gratulować, czy ochrzanić ;)

    Conor rewelka, Picket pokonał nudziarza, Mitrione się odbudował, a Pearson ładnie znokautował Couture’a. Ogólnie gala przyzwoita.

Dodaj komentarz

Back to top button