Jannah Theme License is not validated, Go to the theme options page to validate the license, You need a single license for each domain name.
Polskie MMA

Słowo na niedzielę: Bokser

Kolejny uchodźca z innej dyscypliny spróbuje odnaleźć swoją ziemię obiecaną w świecie mieszanych sztuk walk.

W piątek wszyscy w Polsce, a przynajmniej Ci, których mieszane sztuki walki obchodzą chociaż w najmniejszym stopniu, ekscytowali się oficjalnym ogłoszeniem, wielce oczekiwanego, pojedynku o mistrzostwo KSW w wadze średniej między Michałem Materlą a Mamedem Khalidovem. Walka, okrzyknięta jako najważniejsze wydarzenie w historii polskiego MMA, zapewne będzie omawiana i analizowana ze wszystkich stron, a jej przebieg i wynik dostarczy materiału do wielu artykułów, esejów i wywodów. Dlatego dzisiaj pozwolę sobie odpuścić ustosunkowywanie się do finału negocjacji pomiędzy zawodnikami i promotorami, które prowadzili Władek Jagiełło i Mundek Stary. W końcu ich ostateczny wynik nikogo nie powinien dziwić.

Postanowiłem skupić się na zupełnie innej deklaracji, zdecydowanie mniej wzniosłej, ale dużo bardziej zaskakującej. Otóż, na jednym z portali społecznościowych bokser Dawid Kostecki postanowił, trzeba przyznać za pomocą mało wyszukanego stylu, ogłosić swoje przejście do MMA.

„Siemano Wszystkim! Mam dla Was grubą niespodziankę,będzie gruby rozpierdol. Wracam ale w innym wydaniu w grudniu w moim rodzinnym mieście w Rzeszowie.Będę napierdalał w KLATCE ! Krótko mówiąc będzie grube Jeb Jeb Jeb czyli mega wpierdol! To będzie cygański Matrix reaktywacja. Teraz dopiero będę sobą i zobaczycie prawdziwego fightera bez żadnych promotorów, układów,układzików,obłudy. Tak jak było za czasów gladiatorów i samurajów-zgodnie z kodeksem Honoru i Godności. Od poniedziałku zaczynam pierwszy trening.Zacznę od razu z grubej póły moim przeciwnikiem będzie mistrz z krajów wschodnich. Pozdrawiam.”

Na pewno jest to człowiek, który swoją elokwencją zwraca na siebie uwagę. Oprócz wprawy w posługiwaniu się językiem polskim popularny Cygan może pochwalić się całkiem owocną karierą bokserską. Jego rekord to 41 zawodowych walk, z czego 39 wygrał. Co prawda nazwisko żadnego z jego rywali nie rzuca na kolana, ale kilka tytułów (młodzieżowe mistrzostwo WBC, mistrzostwa WBF, IBC, WBC Baltic) i bezkompromisowy styl walki zapewniły mu sporą rzeszę fanów. Wydawałoby się, że dotychczasowa kariera, mocny charakter i względna popularność mogą stanowić podwaliny pod solidną lokomotywę marketingową lokalnej gali na Podkarpaciu. Niestety dobre wrażenie zatarły ostatnie lata. Najpierw 31 października 2011 roku został skazany prawomocnym wyrokiem na dwa i pół roku więzienia za założenie i współkierowanie grupą przestępczą czerpiącą korzyści z nierządu, a następnie w marcu 2015 roku zawieszony na dwa lata przez komisję dyscyplinarną Polskiego Wydziału Boksu Zawodowego za stosowanie dopingu.

I tak oto zamiast mówić o bokserskim mistrzu świata (mało znaczących organizacji, ale zawsze), który postanowił spróbować sił w mieszanych sztukach walki, mamy informację o nakoksowanym alfonsie chcącym dorobić do przymusowej emerytury, tłukąc się w klatce. Jestem ciekaw, z jakich branż sponsorzy zapowiedzianej, tajemniczej, rzeszowskiej gali marzą o łączeniu ich produktów z takim przekazem.

To nie pierwszy raz, kiedy polscy organizatorzy decydują się sięgnąć po rozpoznawalnego boksera, by skupić na swoim przedsięwzięciu uwagę nowych fanów.

Wszystko zaczęło się, jakżeby inaczej, na siódmej edycji KSW, gdzie w nowej formule zadebiutował Przemysław Saleta (1-1 MMA). Mistrz Europy EBU z 2002 roku, mogący pochwalić się rekordem 44 zwycięstw w 51 walkach to prawdziwy człowiek orkiestra z medialnym zacięciem. Rozpoznawalność zdobytą podczas długoletniej kariery sportowej próbował spotęgować występami w różnych, przeważnie mało udanych, reality showGwiazdy tańczą na lodzie, Fort Boyard, Gwiezdny Cyrk, Taniec z gwiazdami. Martin Lewandowski i Maciej Kawulski marzyli, by Saleta zrobił dla nich to, czego dwa lata później dokonał Mariusz Pudzianowski. Niestety porażka z nieznanym Martinem Malkhasyanem (dla którego była to ostatnia walka w karierze) szybko to marzenie zabiła. Przemysława Saletę próbowano jeszcze dwukrotnie reaktywować. Najpierw podczas KSW 14 zafundował Marcinowi Najmanowi kolejną wstydliwą porażkę za pomocą duszenia przedramieniem, a następnie spotkał się z El Testosteronem w rewanżu już podczas MMA Attack. Na nikim jednak te starcia wrażenia nie zrobiły i Saleta musiał skupić się na szukaniu szczęścia w telewizji i emeryckich starciach z Andrzejem Gołotą i Tomaszem Adamkiem.

Drugim bokserem który postanowił zbawić mieszane sztuki walki był wspomniany wyżej Marcin Najman (1-3 MMA). Mówi się, że jesteś tak dobry, jak mocni są twoi przeciwnicy. Jeśli to prawda, to ciężko nazwać karierę częstochowianina profesjonalną. Wśród piętnastu pokonanych rywali możemy znaleźć takie tuzy jak Milan Becak (rekordy w chwili walki z Polakiem 1-12), Imrich Borka (2-33), Alfred Pollak (0-8), Stefan Cirok (3-18) czy Anton Lascek (5-45). Niemniej rekord 15-4 wyglądał wystarczająco groźnie, by przedstawić go jako realne zagrożenie dla debiutującego Mariusza Pudzianowskiego. Co było potem, wszyscy doskonale wiemy. Można śmiało powiedzieć, że widowiskowa porażka Najmana stanowiła idealny podkład pod zwiększenie popularności Pudzianowskiego, na której z kolei urosło, do obecnych rozmiarów, KSW. Wykonaną marketingową pracę docenił szef MMA Attack i zatrudnił go do wypromowania Roberta Burneiki. Bokser ponownie stanął na wysokości zadania i poddając się po uderzeniach na początku drugiej rundy, utrzymał kulturystę w centrum zainteresowania, co doprowadziło do niechlubnego pojedynku z tancerzem erotycznym podczas trzeciej edycji MMA Attack. Obecnie El Testosteron poświęcił się organizowaniu gal bokserskich i oby tak zostało.

Także Paweł Jóźwiak, szef FEN, nie ustaje w poszukiwaniach osoby, która mogłaby dźwignąć jego organizację na wyższy poziom popularności. Pierwszym wyborem okazał się utytułowany bokser Wojciech Bartnik (1-0 MMA). Trzykrotny uczestnik igrzysk olimpijskich, brązowy medalista z Barcelony, mogący pochwalić się zawodowym rekordem 26-4, blisko związany z Wrocławiem, znany z etosu pracy, mógłby być wartością dodaną gdyby nie fakt, że na debiut w nowej dyscyplinie zdecydował się, mając 47 lat… Starcie z niewiele młodszym kickbokserem Michałem Demblerem mało miało wspólnego z MMA. Po tym doświadczeniu Jóźwiak skierował swoje zainteresowanie w stronę strongmenów (Tyberiusz Kowalczyk), kulturystów (Akop Szostak) i Tymoteusza Świątka.

Ostatnim głośnym transferem ze świata boksu był Rafał Jackiewicz (0-1 MMA). Charakterny Wojownik stoczył aż 61 zawodowych walk, z czego 46 wygrał. Był wysoko cenionym europejskim bokserem ocierającym się o ścisłą czołówkę, mającym w swoim dorobku tytuły IBC i EBU. Niezwykle waleczny i wygadany zawsze budził zainteresowanie i sympatię fanów. Na zmianę dyscypliny namówili go włodarze KSW, umożliwiając debiut, w wieku 37 lat, podczas KSW 28. Jackiewicz od początku nie ukrywał, że jego główną motywacją są pieniądze. O to, by zarobek nie był łatwy i przyjemny, postarał się, również debiutujący, Marcin Parcheta, który, wydaje się, wykopał Jackiewiczowi myśli o dłuższej karierze w MMA.

Ani jeden z wymienionych bokserów nie odniósł sukcesu w MMA. Ba, nikt nie był nawet blisko. Nikt chyba nawet na to nie liczył. Nikt nie potraktował nowej dyscypliny poważnie.

MMA, jak żaden inny sport, jest zalewany falą imigrantów z innych dyscyplin. Co i rusz jesteśmy zmuszeni oglądać nieudolne próby walki na zasadach MMA w wykonaniu bokserów, strongmenów, kulturystów, fitnessek, piłkarzy. Końca nie widać. Aż strach pomyśleć, po kogo jeszcze promotorzy mogą sięgnąć, zapatrzeni w jedyny, wyjątkowy, udany przypadek Mariusza Pudzianowskiego.

Osobiście widzę w tym brak szacunku dla tego sportu. Wiele mediów traktuje go albo jako zwierzęce wynaturzenie bez zasad, albo jako platformę to prezentowania popisów celebrytów. Ci z kolei traktują to jako okazję autopromocji i łatwych pieniędzy, nie wymagającą dużej pracy – przecież każdy potrafić machnąć cepem, a nuż się trafi. Na szczęście rozwój MMA postępuje błyskawicznie i coraz szybciej uwidacznia się różnica pomiędzy amatorami chcącymi pomachać rękoma w klatce, a, nawet mało doświadczonymi, zawodowcami, szkolącymi się od początku wielopłaszczyznowo, pod MMA. Imigranci będą musieli się przystosować (jak np. Akop Szostak), albo szybko zginą – jak wspomniani wyżej bokserzy.

Którą drogą pójdzie Dawid Kostecki?

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button