Jannah Theme License is not validated, Go to the theme options page to validate the license, You need a single license for each domain name.
UFC

Trzech wspaniałych po UFC FN 60

UFC Fight Night 60 z pewnością nie będzie galą, która na długo zapadnie w pamięci, ale… swoje momenty miała. Oj, miała!

Przyjrzyjmy się trzem największym bohaterom, których występy zapamiętamy na dłużej.

#3 – Max Holloway (12-3)

Pokonał: Cole’a Millera (21-9) przez jednogłośną decyzję (2 x 29-28, 30-27)

O Maxie Holloway’u na łamach Lowkinga pierwszy raz pisałem w lipcu 2012 roku, gdy Hawajczyk miał ledwie 21 lat i rekord 1-1 w UFC. Wspominałem wówczas, że cechami, które mogą przeszkodzić mu we wspinaczce na szczyty mogą być defensywne zapasy, kiepski parter oraz młodzieńcza fantazja w ofensywie. Dzisiaj, po grubo ponad dwóch latach niewiele z tego zostało – obrona przed obaleniami i parter zostały mocno doszlifowane, a Błogosławiony walczy w o wiele bardziej dojrzały sposób, będąc nadal piekielnie efektownym. Nie rzuca jednak pięciu obrotówek w rundzie, ale jedną, dwie, co znacznie podnosi szanse, że dojdą celu.

Biorąc pod uwagę, że Holloway rozwinął się tak bardzo, cały czas trenując w małym klubie na Hawajach, kto wie, co mogą wykrzesać z niego najlepsi trenerzy MMA na świecie. Choć nie można wykluczyć, iż właśnie tamtejsza hawajska atmosfera wyjątkowo mu służy i wcale nie musi być tak, że bardziej znany gym będzie dla niego lepszy…

Na UFC Fight Night 60 Błogosławiony zanotował prawdopodobnie najcenniejsze zwycięstwo w karierze. Wyraźnie wypunktowawszy na pełnym dystansie doświadczonego Cole’a Millera – po walce pełnej doskonałych ataków na korpus i głowę rywala, płynnych zmian pozycji, dobrej pracy na nogach – wyśrubował swoją serię kolejnych wygranych do pięciu, czym zapracował na pojedynek z zawodnikiem ze ścisłej czołówki, Cubem Swansonem, który odbędzie się już 18 kwietnia na świetnie obsadzonej gali UFC on FOX 15.

Jeśli 23-letni Hawajczyk wyjdzie zwycięsko i z tego boju – czego absolutnie nie można wykluczyć – znajdzie się o krok od walki o pas mistrzowski.

#2 – Neil Magny (14-3)

Pokonał: Kiichi Kunimoto (18-6-2) przez poddanie (duszenie zza pleców), R3, 1:22

Neil Magny przebył niesamowitą przemianę – od zawodnika, który poza warunkami fizycznymi nie wyróżniał się niczym innym, przegrywając w 2013 roku dwie walki z rzędu i poważnie rozważając zakończenie kariery, do fightera, który dzisiaj znajduje się na fali sześciu kolejnych zwycięstw, w tym trzech przed czasem, zgłaszając akces do walki z czołówką.

Postępy, jakie czynił, widoczne są nieuzbrojonym nawet okiem. O ile w pojedynkach z Gasamem Umalatovem czy Timem Meansem, wygranych przez decyzje, widać było już delikatny progres w mobilności i sztuce bokserskiej Magny’ego, tak wówczas rosły Amerykanin, jakby jeszcze ostrożny, niepewny, skupiał się niemal wyłącznie na punktowaniu, bojąc się otworzyć, zaatakować śmielej. W ostatnich bataliach jednak jego poziom pewności siebie wystrzelił w niebo, co pozwoliło mu rozpuścić długie kończyny w poszukiwaniu nokautów i poddań – i znajdował je!

Na UFC Fight Night 60 po profesorsku rozprawił się z Kiichi Kunimoto, od początku demonstrując zdecydowaną wyższość w aspektach bokserskich i zapaśniczych. Udowodnił też, że jego parter znajduje się na zupełnie innym poziomie, niż wówczas, gdy robił z nim, co chciał Sergio Moraes. W starciu z Japończykiem Magny wylądował w pewnym momencie na plecach, ale umiejętnie powrócił do stójki, a w trzeciej rundzie ostateczne potwierdził progres swojego BJJ, dusząc umęczonego Kunimoto i notując tym samym swoje pierwsze poddanie w UFC.

Wydaje się, że już czas, by Magny zmierzył się z zawodnikiem z szerokiej czołówki. Bardzo dobre wykorzystanie doskonałych warunków fizycznych wespół ze świetną kondycją stanowić mogą poważny problem dla wielu zawodników z Top 15 kategorii półśredniej.

#1 – Benson Henderson (22-5)

Pokonał: Brandona Thatcha (11-2) przez poddanie (duszenie zza pleców), R4, 3:58

Benson Henderson znany jest z inteligencji zarówno w sposobie, jaki prowadzi swoją karierę, jak i w swojej grze w oktagonie. Wydawało się jednak, że debiut w kategorii półśredniej w starciu z ogromnym i uchodzącym za wielki talent Brandonem Thatchem, na dodatek niespełna miesiąc po 3-rundowej walce z Donaldem Cerrone, nie jest najlepszym pomysłem na podniesienie się po dwóch porażkach z rzędu.

Rzeczywistość okazała się zgoła odmienna, a kapitalnym występem Bendo zasłużył na najwyższe pochwały, przerywając jednocześnie passę dwóch przegranych. Reprezentant MMA Lab, wyraźni ustępując Rukusowi warunkami fizycznymi, co przywoływało mimowolnie skojarzenia o batalii Dawida z Goliatem, zaprzęgnął jednak do działania bardzo mądry gameplan, ochoczo okopując rywala bitymi na wysokość łydki lowkingami oraz mocnymi kombinacjami na długi korpus Thatcha. Nie ustrzegł się kilka bardzo mocnych ataków, ale z każdego niemal wychodził z pokerową twarzą, w trzeciej oraz czwartej rundzie podkręcając tempo i udanie przenosząc walkę do parteru. Tam jego dominacja nie podlegała najmniejszej dyskusji, czego ukoronowaniem było zafundowanie Thatchowi pierwszej w karierze porażki przed czasem w wyniku duszenia zza pleców.

Rozochocony Henderson zdążył w wywiadzie po walce rzucić wyzwanie samemu Rory’emu MacDonaldowi, ale jak poinformował na konferencji prasowej po gali Dana White, Kanadyjczyk ma już zaplanowane inne starcie, najprawdopodobniej z Robbiem Lawlerem o pas mistrzowski kategorii półśredniej.

Tak czy inaczej, Bendo znajduje się teraz w komfortowej sytuacji, bo – jak wspomniał – jest otwarty na walki w obu kategoriach wagowych, lekkiej i półśredniej. Przyznam też, że oglądanie Hendersona w akcji znów zaczyna sprawiać przyjemność – cieszy powrót do morderczych lowkingów oraz piękne i dynamiczne kombinacje na korpus i głowę wsparte solidną pracą na nogach. Nie wiem, czy to wystarczy na czołówkę dywizji półśredniej i lekkiej, ale wiem, że z niecierpliwością wyczekiwał będę teraz kolejnego pojedynku Amerykanina.

Wyróżnienia

Ray Borg – za agresywny i efektowny, a zarazem ryzykancki styl walki.
James Moontasri – za doskonałe wyczucie czasu i dystansu przy morderczych kolanach.
Tim Elliott – za chaos, kreatywność i aktywność (niekoniecznie w tej kolejności).

A Waszym zdaniem kto zasługuje na największe wyróżnienie?

fot. Ron Chenoy-USA TODAY Sports

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button