Jannah Theme License is not validated, Go to the theme options page to validate the license, You need a single license for each domain name.
UFC

Trzech wspaniałych po UFC 182

Pierwsza gala UFC w 2015 roku nie wypadła tak dobrze, jak zapowiadała się na papierze, choć kilka jej momentów z pewnością zapamiętamy na dłużej.

Drugi raz z rzędu mam ogromny problem z wyborem trzeciego miejsca wśród bohaterów gali. Po głowie chodzi mi cały czas Kyoji Horiguchi, który rewelacyjnie rozmontował Louisa Gaudinota, a także Donald Cerrone, który miał swoje niezapomniane momenty w konfrontacji z Mylesem Jurym, ale ostatecznie po ciężkich bojach z samym sobą decyduję się na…

#3 – Jon Jones

Pokonał: Daniela Cormiera przez jednogłośną decyzję (3 x 49-46)

Jon Jones napotkał na poważne problemy w konfrontacji z od początku agresywnie nastawionym Danielem Cormierem – nie było tu żadnego procesu rozpoznania, a obaj zawodnicy od pierwszego gongu zaczęli wymieniać uprzejmości.

Nie dość, że po pierwszej wyrównanej rundzie Bones wydawał się nienaturalnie zmęczony, to jeszcze dość wyraźnie przegrał drugą, nie będąc w stanie skontrolować dążącego do klinczu pretendenta – a tam przyjmował sporo podbródkowych i ciosów na korpus. Przed trzecią rundą wydawało się, że to Cormier jest na fali po mocnej poprzedniej odsłonie, ale… nic z tych rzeczy. Jones rozczytał klinczową grę olimpijczyka i od trzeciej odsłony podkręcił tempo, ochoczo przenosząc walkę właśnie pod siatkę, gdzie dociskając pretendenta do siatki, terroryzował go brudnym boksem, swoimi firmowymi łokciami oraz obaleniami – bardzo podobnie do konfrontacji z Gloverem Teixeirą (poza obaleniami). Na uznanie zasługuje też nowość w arsenale Jonesa w postaci kontr na wstecznym, którymi kilka razy mocno trafił rywala.

Walka może nie porwała, a mistrz miał pewne problemy, ale w ostatecznym rozrachunku nie pozostawił najmniejszych wątpliwości, że jest lepszym zawodnikiem MMA niż Daniel Cormier, a wisienką na torcie były trzy obalenia (na pięć prób), które zafundował olimpijskiemu zapaśnikowi – ten natomiast odwzajemnił się tylko jednym na aż osiem podejść.

Również od strony wizerunkowej wydaje się, że Bones podąża w dobrym kierunku. Coraz bardziej zdaje sobie chyba sprawę, że nigdy nie będzie bożyszczem fanów, przechodząc stopniowo od wizerunku zawodnika, który stara się im przypodobać, do pewnego siebie skurwiela. No, może jeszcze tam nie dotarł, ale jest na dobrej drodze – i dobrze!

#2 – Cody Garbrandt

Pokonał: Marcusa Brimage’a przez TKO (uderzenia w stójce), 4:50, R3

Debiutujący w UFC Cody Garbrandt nie był faworytem w starciu z doświadczonym w organizacji Marcusem Brimagem, choć z każdą godziną zbliżającą nas do gali kurs na młodziana z Alpha Male spadał.

Stawiający na Garbrandta nie mylili się – świetnie czujący się w stójce No Love w doskonałym stylu rozprawił się ze swoim przeciwnikiem, chwilami wręcz zjawiskowo częstując szarżującego Brimage’a sierpami w kontrze. Trudno w tym miejscu nie przywołać odrobinę podobnego w tym elemencie pięściarskiego rzemiosła Conora McGregora, który swoją przygodę z organizacją również rozpoczął od zdemolowania Marcusa Brimage’a. Garbrandt prawie ubił przeciwnika w końcówce pierwszej rundy i choć drugą odrobinę przespał, będąc dość pasywnym, to w ostatniej znów podkręcił tempo, rewelacyjną kombinacją w kontrze posyłając Brimage’a na deski – gdy natomiast poczuł krew, nie odpuścił i skończył go na dziesięć sekund przed końcową syreną.

Bardzo dobry boks, świetne uniki i zejścia z linii ataku rywala, kapitalne kontry, dobra kondycja, mocna psychika (prawdopodobnie w pierwszej rundzie złamał prawą rękę, a w drugiej przetrwał trudne chwile, gdy Brimage trafił kilka razy mocnymi uderzeniami) i kapitalny rekord 6-0 złożony wyłącznie z (technicznych) nokautów. Jakby tego było mało, Garbrandt, który nie ma za sobą najciekawszej przeszłości, wydaje się sympatycznym i skromnym człowiekiem – zgodnie z obietnicą złożoną przed trzema laty zwycięstwo zadedykował 8-letniemu chłopcu, który pokonał białaczkę.

Zdecydowanie warto mieć go na oku, bo wkrótce może mocno namieszać w swojej dywizji.

#1 – Paul Felder

Pokonał: Danny’ego Castillo przez KO (backfist), 2:09, R2

Paul Felder zaprezentował się wybornie w swojej drugiej walce w UFC, po profesorsku rozbijając i spektakularnie kończąc znacznie bardziej doświadczonego i będącego faworytem tego boju Danny’ego Castillo.

Irlandzki Smok nie miał problemów z powstrzymaniem zapaśniczych zapędów reprezentanta Alpha Male, często też odwołując się do kolan w momencie, gdy Castillo próbował obniżać pozycję. W stójce natomiast była to gra do jednej bramki – Felder zaprzęgnął do działania swój cały ofensywny arsenał, zasypując rywala masą potężnych lowkingów i innych kopnięć, kolan, łokci, ataków bokserskich oraz różnych spinning shits. Danny nawet przez chwilę nie był w stanie nawiązać równorzędnej walki. Rozstrzygnięcie nadeszło w drugiej rundzie, gdy zdesperowany Castillo ruszył do ostrej szarży, za co został pokarany przepięknym obrotowym backfistem, który całkowicie ściął go z nóg, dając Felderowi drugie z rzędu zwycięstwo w UFC oraz bonus za występ wieczoru.

W takiej formie przygotowujący się do tego starcia z Donaldem Cerrone Paul Felder może wkrótce przedrzeć się do czołowej piętnastki dywizji lekkiej.

Wyróżnienia

Donald Cerrone – za omoplatę, high kicka i berserkerskie lowkingi w końcówce.
Kyoji Horiguchi – za kliniczną precyzję w konfrontacji z Louisem Gaudinotem.

A Waszym zdaniem kto zasługuje na największe wyróżnienie?

fot. Esther Lin / MMAFighting.com

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button