Jannah Theme License is not validated, Go to the theme options page to validate the license, You need a single license for each domain name.
UFC

Nie przegap – listopad

Listopad obfituje w wiele ciekawych konfrontacji w UFC.

Marko Hunto idzie po pas, Shogun będzie rzucał bomby w stronę OSP… Mocno obsadzony ten miesiąc, dobrych starć, jak widać, nie brakuje. Przyjrzyjmy się kilku, które mogą zostać niesłusznie przeoczone.

155 lbs: Thomas Almeida vs Tim Gorman

UFC Fight Night: Shogun vs OSP, 8 listopada

Nie jest tajemnicą, że uwielbiam oglądać technicznych i/lub kreatywnych uderzaczy. Wniosek można łatwo wysunąć – na debiut Thomasa Almeidy w szeregach UFC czekam od dawna.

Ten niezwykle utalentowany przedstawiciel Chute Boxe cieszy się sporą popularnością i wielu (w tym ja) widzi w nim materiał na kogoś, kto może dojść do czołówki swojej wagi. Brazylijczyk robi wrażenie rekordem i wiekiem – mając zaledwie 23 lata dorobił się już 17 zwycięstw, kończąc każdego z rywali. Co więcej, w ciągu wszystkich starć w karierze przegrał co najwyżej, do tego dyskusyjnie, jedną rundę! Czyżby walczył więc z samymi zawodnikami z federacji pokroju Oplot Challenge? Otóż nie, ma bowiem starty w prezentującej przyzwoity poziom Legacy FC. Faktem jest, że wielu jego przeciwników miało zdecydowanie niższe rekordy, ale pamiętajmy, że trudno znaleźć poza największymi federacjami rywala dla kogoś, kto ma za sobą kilkanaście zwycięskich walk, większość w pierwszej rundzie.

Młodzieniec ten to bardzo wszechstronny striker – razi kombinacjami kończonymi mocnymi low i middle kickami, kontruje, chętnie uderza na korpus oraz nie boi wdać się czasem w bijatykę, z której wychodzi zazwyczaj zwycięsko. Zawdzięcza to wszystko sporej celności, sprawnemu operowaniu dystansem i piekielnemu, jak na tę wagę, uderzeniu.

Gorman znany być powinien fanom TUFa, wystąpił bowiem w 18. edycji, opuszczając ją ostatecznie z powodu kontuzji. Debiut w UFC nie należał do najbardziej udanych, ze względu na walkę z mocnym Mitchem Gagnonem, ale Amerykanin nie wypadł źle. To bardzo dobry i ciężkoręki zapaśnik, któremu absolutnie nie można odmówić woli walki. Zapaśniczo stanowi zresztą największe zagrożenie dla ciągle nie w pełni sprawdzonego pod tym względem Thomasa – w stójce sukcesy osiągnąć może głównie mieszając próby obaleń z uderzaniami i stosując brudny boks pod siatką. Faworyta łatwo wskazać, ale Tima nie wolno lekceważyć, a i debiut Almeidy może odbić się mocnym echem w świecie MMA – w taki sposób, w jaki odbił się występ Brandona Thatcha.

170 lbs: Warlley Alves vs Alan Jouban

UFC Fight Night: Shogun vs OSP, 8 listopada

Kolejne starcie uświetniające tę galę to pojedynek Warlley’a Alvesa z Alanem Joubanem. Starcie zapowiada się na stójkową wojnę – obaj wojownicy najlepiej czują się, wymieniając uprzejmości pięściami i nogami. Różnią się jednak nieco preferowanym stylem.

O Alvesie niedawno ukazał się spory tekst (link), więc przedstawię go jedynie mocno ogólnikowo. Kombinacje rzucane ze złymi intencjami – są. Odrobina szaleństwa w postaci częstych obrotówek – znajdzie się. Świetna praca w klinczu – jasne. Potencjał na kogoś z topu dywizji – oczywiście. Krótko mówiąc, Alvesa oglądać warto.

A co z Alanem? Walka z Baczynskim powiedziała dużo przede wszystkim o jego ogromnej woli walki, mocnej szczęce i silnym ciosie. A jak prezentuje się w innych aspektach? To sprawny kickbokser (mimo zapaśniczej bazy, której w ogóle nie widać w jego stylu – przewraca się niczym Carlos Condit), który preferuje techniki nożne. Obrotówki, „zawijane” kopnięcia piętą… Znajdziemy u niego wszystko. Obaj nie bawią się również w badanie gruntu przez dwie rundy, szachy w stójce i inne nikomu niepotrzebne bzdury – wątpię, by walka dotrwała do decyzji. Będą walczyć, aż poleje się krew – albo jeden już nie będzie w stanie inteligentnie bronić się przed ciosami. Podoba mi się taki matchmaking.

155 lbs: Jake Matthews vs Vagner Rocha

UFC Fight Night: Rockhold vs Bisping, 8 listopada

Znany z TUFa, mający za sobą świetny debiut w UFC Jake Matthews powraca, by zmierzyć się z brazylijskim grapplerem, którego będzie to już drugie podejście do amerykańskiej organizacji.

Walka powinna toczyć się przede wszystkim w parterze, co powinno spodobać się fanom tej płaszczyzny, bowiem obaj zdają sobie doskonale sprawę z tego, że to kulanki wychodzą im najlepiej. Matthews posiada dobre zapasy oraz rozpoczynał przygodę ze sportami walki od grapplingu, co ma przełożenie na jego styl walki – ten bardzo młody zawodnik najlepiej czuje się, kontrolując rywali z góry i rozbijając ich mocnym GnP, by następnie szukać poddania.

Brazylijski wojownik natomaist posiada stójkę, którą określam mianem pretekstowej. Znaczy to mniej więcej tyle, że pomacha rękoma, kopnie ze dwa z razy, ale w zasadzie to lepiej czuje się nawet na plecach, niż wymieniając ciosy. Na ziemi za to radzi sobie bardzo dobrze – zaliczył 8 zwycięstw przez poddania: balachy, trójkąty i RNC. Obaj zawodnicy walczą o wysoką stawkę – dla Australijczyka to podtrzymanie hype’u, który słusznie zyskał, niszcząc Dashona Johnsona (abstrahując od jego klasy lub też może raczej jej braku), natomiast Vagner od tej walki może nawet uzależniać swoje „być czy nie być” w UFC. Nawet jeśli nie będzie to starcie na miarę Kanga z Tanaką to warto o tej potencjalnej parterowej konfrontacji miesiąca pamiętać, tym bardziej że obaj rzadko zostawiają losy walki w rękach sędziów.

UFC Fight Night: Swanson vs Edgar, 22 listopada

Kończąca miesiąc gala z cyklu Fight Night posiada doskonały main event oraz co – main event. Obie te walki nadawałyby się zdecydowanie bardziej do PPV, ale UFC woli zestawiać w nich Birmage’a i Duane’a… No ale ja nie o tym – karta ta, pełna ciekawych walk, posiada dwa pojedynki, których absolutnie nie można przegapić.

265 lbs: Aleksiej Olejnik vs Jared Rosholt

Drugiego z tych zawodników absolutnie nie trzeba nikomu przedstawiać. Zamęczył Daniela Omielańczuka, zamęczył Walta Harrisa, zamęczył nawet mocnego zapaśniczo Soę Paleleia. Choć Rosholt nie zyskał dużej sympatii swoim stylem, to nie można mu odmówić olbrzymiej skuteczności – bez większych problemów dominuje przeciwników za pomocą rewelacyjnych zapasów, brudnego boksu i dobrego GnP. Jak na wagę ciężką prezentuje się kondycyjnie wręcz doskonale. Dodatkowo trenuje w mocnym Team Takedown – moim zdaniem to zawodnik, który ma olbrzymie szanse utrzymać się w pierwszej dziesiątce swojej kategorii wagowej. Zanim jednak zmierzy się z kimś ze ścisłego topu, czeka na niego jeden z najbardziej doświadczonych europejskich zawodników.

Olejnik w ostatnim czasie gościł na ustach fanów za sprawą dwóch rzeczy – poddania Mirko Filipovica swoim firmowym duszeniem Ezekiela oraz udanym debiutem w UFC, gdzie pokazał po raz kolejny swój grapplerski kunszt, kończąc przeciwnika pod koniec trzeciej minuty neck crankiem. Pseudonim „Boa Dusiciel” jest, jak widać, uzasadniony, wszak Aleksiej kocha duszenia. Ukraiński sambista jednak nie tylko na ziemi jest zagrożeniem – może nie posiada pięściarskich umiejętności Juniora Dos Santosa, ale zdecydowanie góruje w tej płaszczyźnie nad wieloma innymi zawodnikami UFC, także Rosholtem. Poza tym Aleksiej to człowiek renesansu – to właściciel i założyciel wspomnianego już Oplot Challenge.

Słabe żarty słabymi żartami, ale dlaczego pojedynek powinien być ciekawy? Rosholt nie walczył nigdy z nawet w połowie tak dobrym grapplerem. Ciągłe zagrożenie poddaniem z dołu, fakt, że Olejnik samemu jest całkiem przyzwoity w przewracaniu ludzi oraz przewaga bokserska sprawiają, że stylistycznie Jared będzie miał ciężki orzech do zgryzienia. Sam mam po cichu nadzieję na widok klepiącego Amerykanina…

145 lbs: Doo Ho Choi vs Juan Manuel Puig

Ostatnie starcie, któremu szczególnie warto się przyjrzeć to pojedynek dwóch lekkich. Puig uważany jest za jednego z najlepszych meksykańskich zawodników – niekoniecznie jednak oznacza to, że będzie sobie radził wyśmienicie w UFC. Debiut w „lidze mistrzów” był przeżyciem zapewne dosyć przykrym – pięści niedocenianego Adriano Martinsa swoje ważą i znalazły drogę do szczęki Juana dosyć szybko. Mimo to Puig nie wypadł fatalnie – w pewnym momencie nawet wymusił na utalentowanym Brazylijczyku przyjęcie nieco ostrożniejszego stylu walki poprzez skarcenie jego dzikich szarż celnymi kontrami.

Nie będę oszukiwał – na ten pojedynek czekam głównie ze względu na koreańskiego debiutanta. Scena koreańskiego MMA jest moim zdaniem najmocniejszą w Azji – zawodnicy tacy jak „Koreański Zombie”, Dong Hyum Kim czy czy Hyun Gu Lim dali się poznać w UFC od bardzo dobrej strony. Choi ma spore szanse również zyskać renomę, a jego bardzo efektowny styl walki powinien ten proces znaczaco przyśpieszyć. To przede wszystkim dysponujący doskonałym timingiem uderzacz. Bardzo precyzyjnie kontruje, uwielbia karcić rywali na „wstecznym” (na myśli mam w tej chwili skończenie Ryana Badera przez Lyoto Machidę, przy czym Koreańczyk ma zdecydowanie bardziej ofensywny styl walki od karateki). Mimo wysokich umiejętności pięściarskich lubi wdawać się w wymiany, które jednak wykorzystuje właśnie do stworzenia sobie okazji do wyprowadzenia kończącego ciosu. Rewelacyjne wyczucie widać chociażby w jednej z jego ostatnich walk, w której to znokautował nurkującego po sprowadzenie przeciwnika latającym kolanem. Co więcej Doo posiada także bardzo mocne kopnięcia (vide powalenie rywala low kickiem), do których chętnie odwołuje się w swoich kombinacjach. Nie wiem, jak wypadnie jego obrona obaleń w walkach z amerykańską szkołą zapasów, ale na swojej drodze mierzył się już z japońskimi zapaśnikami, którym sprawiał olbrzymie problemy swoim TDD, a także dotychczasowo bezproblemowo przetaczał swoich rywali.

Co zatem otrzymujemy w tym miesiącu poza głośniejszymi zestawieniami? Dwóch prospektów, którzy najpewniej doczekają się opisania w osobnym cyklu, dwa pojedynki dla fanów zapaśniczych i grapplerskich starć oraz coś, co na papierze zapowiada się na efektowną stójkową bitwę. Oby najbliższe dni były wolne od kontuzji…

Powiązane artykuły

Komentarze: 1

Dodaj komentarz

Back to top button