Jannah Theme License is not validated, Go to the theme options page to validate the license, You need a single license for each domain name.
UFC

Trzech Wspaniałych po UFC 179

Brazylijska gala UFC 179 stała pod znakiem doskonałych poddań oraz spektakularnej walki wieczoru.

Kto wypadł najlepiej? Czyją dyspozycję zapamiętamy najdłużej? Zapraszamy do Trzech Wspaniałych po UFC 179!

#3 – Fabio Maldonado

Pokonał: Hansa Stringera przez techniczny nokaut, 4:06, runda 2

Pojedynki Fabio Maldonado w Brazylii zawsze niosą ze sobą ogromny ładunek energetyczny – i nie inaczej było tym razem!

Brazylijczyk, standardowo już, kiepsko rozpoczął pojedynek, spędzając go w pierwszej rundzie na plecach, ale później przejął ster walki w swoje ręce i w drugiej rundzie zdemolował wycieńczonego Hansa Stringera – oddał co prawda kolejny raz obalenie, ale udało mu się odwrócić pozycję i z góry zasypał złamanego już Holendra gradem ciosów, zmuszając sędziego do oszczędzenia poobijanemu rywalowi dalszych razów na korpus i głowę.

Nie wiem, jak Wy, ale po tym, jak po walce do celebrującego na siatce Maldonado doskoczył Anderson Silva, by utonąć w objęciach kompana na oczach tysięcy w hali i milionów przede telewizorami, przez głowę przebiegła mi myśl: „Fabio, teraz możesz już umierać, dokonałeś tego, jesteś bohaterem”. Brazylijczyk bowiem nigdy nie przeskoczy pewnego, średniego, poziomu, bo nie ma do tego ani umiejętności technicznych, ani warunków atletycznych. Ma za to przeogromne serce do walki i niezłomny charakter, dzięki którym zjednuje sobie sympatię nie tylko brazylijskich kibiców.

Czy w kolejnym boju spotka się z Janem Błachowiczem? Zobaczymy, bo nadal kandydatem numer jeden do walki z Polakiem pozostaje Guto Inocente.

#2 – Andre Fili

Pokonał: Felipe Arantesa przez jednogłośną decyzję (3x 29-28)

Nie będę udawał, że nie miałem problemu z wyborem drugiego bohatera gali UFC 179. Ostatecznie jednak wyszedłem z następującego założenia – Gilbert Burns zaprezentował się świetnie, ale też był ogromnym faworytem, Tony Martin odklepał czarny pas BJJ, który jednak już pięć razy w karierze zmuszony był poddać walkę, Neil Magny pokazał się z dobrej strony, ale także był mocno faworyzowany przed pojedynkiem. Zostaje zatem… Andre Fili!

Reprezentant Alpha Male pokazał to, za co kochamy, przynajmniej część z nas, MMA – ogromną agresję i próby skończenia pojedynku, które powodowały, że jego walka z Felipe Arantesem z jednej strony była niezwykle emocjonująca, z drugiej zaś – Amerykanin przez tenże full-attack mode tracił często dogodne pozycje. No, ale… o to chodzi! Od młodego, utalentowanego dzika, który ma aspiracje, by nie tylko zwyciężać, ale robić to w efektownym stylu, właśnie tego oczekuję!

Fili aż kipiał od agresji, nie dając nawet chwili oddechu Brazylijczykowi, nieustannie atakując go w stójce, obalając i szukając skończenia w parterze. Zaprezentował twardą szczękę (ileż ciężkich łokci z góry przyjął!) i rewelacyjną kondycję. Blask, który zabrał mu ostatnio Max Holloway, został odzyskany – pokonanie solidnego Arantesa na wrogim terenie, i to w takim stylu, to naprawdę doskonałe osiągnięcie, po którym największy w Alpha Male, a może i wśród wszystkich zawodników UFC, fan pizzy może śmiało patrzeć w przyszłość.

#1 – Jose Aldo i Chad Mendes

Nie było innej możliwości, najdłużej zapamiętamy dwóch niezłomnych wojowników, którzy w walce o pas mistrzowski kategorii piórkowej zafundowali fanom niezapomniane widowisko!

Pojedynek Jose Aldo i Chada Mendesa dostarczył nieprawdopodobnych emocji, a sytuacja zmieniała się w nim jak w kalejdoskopie.

Amerykanin sprawił ogromne problemy Brazylijczykowi, serwując mu zdecydowanie najtrudniejszą obronę pasa mistrzowskiego w historii. Dość powiedzieć, że raz miał Aldo na deskach, a ile razy miał go zamroczonego lub naruszonego, to aż trudno zliczyć! Brazylijczyk momentami wyglądał jak nie on – na sztywnych nogach, zaganiany pod siatkę, zagubiony, wycofujący się bez ładu. Reprezentant Alpha Male demonstrował chwilami fantastyczną pracę bokserską, będąc prawie tak mobilnym jak TJ Dillashaw. Udowodnił też, że ma wielkie serce do walki po tym, jak w przerwie między pierwszą a drugą rundą przyjął dwie bomby od mistrza, przez które na miękkich nogach dotarł do narożnika, by potem walczyć dalej jak lew!

Jose Aldo z kolei dał prztyczka w nos wszystkim tym, którzy – bezpodstawnie – uważali go za nudziarza. Rozjuszony Brazylijczyk w bardzo wielu akcjach zupełnie nie kalkulował i szedł – niemalże – na żywioł, wkładając w swoje ciosy pełną moc, coby skończyć pretendenta przed czasem. Pomimo tego, że Mendes zawiesił poprzeczkę niezwykle wysoko, Scarface nie stracił rezonu – nawet przyjmując potężne bomby od Amerykanina, był w stanie dojść do siebie i nie pęknąć. Mam wrażenie, że Aldo mógłby wygrać to starcie spokojniej, przyjmując bardziej konserwatywną – choć nadal zjawiskową dla oka – taktykę, nastawiając się na kontry, nie dążąc za wszelką cenę do nokautu. Przyjął jednak warunki zaproponowane przez Amerykanina, dzięki czemu byliśmy świadkami spektakularnego boju, który może śmiało kandydować do walki roku 2014.

Mistrz od strony sportowej nie ma już nikomu nic do udowodnienia w swojej dywizji – wyczyścił ją całą. Gdzieś tam w tle majaczy co prawda Dennis Bermudez, ale w mojej opinii jest odrobinę słabszą wersją Chada Mendesa, więc pojedynek z nim nie jest chyba tym, o czym marzą fani. Jedynym sensownym rywalem dla Aldo w kategorii piórkowej pozostaje dopominający się o pas mistrzowski Conor McGregor – i z marketingowego punktu widzenia starcie takie byłoby idealne, a i Aldo mógłby dzięki niemu podreperować swoje finanse, na które tam mocno narzeka ostatnimi czasy. Od strony sportowej jednak – pomimo tego, że faworyzując Brazylijczyka, nie skreślałbym Irlandczyka – takie zestawienie ma jedną poważną rysę. Otóż, McGregor najpewniej po pokonaniu Dennisa Sivera dotrze do walki o pas bez zmierzenia się z jednym choćby zapaśnikiem… Tak czy inaczej – dla Aldo Mcgergor, a potem kategoria lekka, w końcu młodszy już nie będzie.

Honorowe wyróżnienie

Phil Davis za wytarcie oktagonu faworyzowanym Gloverem Teixeirą. Za poziom sportowy Amerykaninowi nadawałaby mu się nominacja w trzech wspaniałych, ale za absolutny idiotyzm, którym uraczył nas w wywiadzie po walce, zdecydowałem się dać mu jeno wyróżnienie. Jakimże bowiem gamoniem trzeba być, by wywoływać do walki 40-letniego, powracającego dopiero do oktagonu po kontuzji i na dodatek mającego już zaplanowaną walkę legendarnego zawodnika w osobie Andersona Silvy? Dobrze, że Mr. Wonderful nie wywołał do boju Royce’a Gracie…

A Wy kogo wyróżnilibyście najbardziej po UFC 179?

fot. MMAJunkie.com

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button